.

.
Pierwszy polski blog z k-popowymi scenariuszami.
Wszystkie scenariusze są mojego autorstwa! Kopiowanie i rozpowszechnianie - zabronione!

21 marca 2013

B.A.P - Gdy jest zdesperowany i robi coś złego (Bang)


          Od kilku dni czułaś się obserwowana. Nie podobało ci się to. Teraz też stałaś razem z przyjaciółką na przystanku autobusowym, czekając na wasz średnio lubiany środek transportu. Mając trochę czasu, opowiedziałaś jej o tym. Niestety, tak jak przewidywałaś, przyjaciółka cię jedynie wyśmiała. Spojrzałaś na nią krzywo.
- Ale naprawdę! - zapewniłaś ją. Rozejrzałaś się dookoła, zerkając ukradkiem na innych ludzi, czekających na autobus. - Ciągle wydaje mi się, że ktoś za mną chodzi, śledzi każdy mój ruch... 
- Wydaje ci się - machnęła ręką lekceważąco. - Mieszkamy w Seulu! Tutaj dużo osób może robić to co ty, chodzić tam gdzie ty...
- Nie, to nie to - upierałaś się przy swoim. - Nigdy nie miałaś takiego dziwnego uczucia?
- "Dziwnego"? - zapytała, nie rozumiejąc. Westchnęłaś cicho. - Masz na myśli te głupie uczucie, gdy kierownik ciągle patrzy mi na ręce? I ten stres, gdy po kryjomu gram w gierki online, zamiast wykonywać zlecenia?
Spojrzałyście na siebie w tym samym momencie, wybuchając śmiechem. Może faktycznie ci się wydawało? Albo byłaś po prostu zbyt przewrażliwiona? Sama już nie wiedziałaś...
          Zapomniałaś o tym na kilka dni. Starałaś się jednak nie włóczyć sama po mieście, czując, że tak będzie lepiej. Piątego dnia niestety wracałaś z uczelni sama - twoja przyjaciółka miała inne zajęcia, więc szłaś teraz samotnie uliczką. Było już ciemno, jednak do domu miałaś raptem kilka metrów. Najgorsze jednak było to, że wokół nie było zupełnie nikogo.

          Wtem usłyszałaś za sobą czyjeś kroki. Obejrzałaś się odruchowo do tyłu, ale nikogo nie zobaczyłaś. Wzruszając ramionami, szłaś dalej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby znów nie te kroki. Zatrzymałaś się i przekręciłaś głowę, ale za tobą naprawdę nikt nie szedł! Czując, jak serce bije ci z tej niepewności, przyśpieszyłaś nieco kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju... Przeszłaś na drugą stronę ulicy, skręciłaś za kiosk, który już dawno był zabity deskami i trzymając kurczowo dłoń na pasku torebki, wciąż zerkałaś nerwowo na wszystkie strony. Wydawało się, że stukot ucichł. Do czasu.
          Krzyknęłaś, widząc czarny samochód, który prawie wjechał na chodnik. Myślałaś, że to tylko "przypadkowo" albo, że za kółkiem siedzi jakiś człowiek pod wpływem alkoholu, ale nie... Pisnęłaś przerażona, gdy ktoś chwycił cię od tyłu, zasłaniając usta. Próbowałaś wezwać pomoc, ale nie miałaś jak! Z samochodu wyskoczyli zamaskowani mężczyźni, a ten który cię trzymał, ruszył w ich kierunku. Wiedziałaś, co zmierzają. Zaczęłaś się szamotać, robić cokolwiek, nawet chyba go podeptałaś, ale to i tak nic nie dało. Czując jak w oczach zbierają ci się łzy, wrzucono cię do auta niczym szmaciana lalkę. Uderzyłaś o coś ostrego, rozcinając sobie policzek. Trzęsąc się z bólu i strachu, usłyszałaś tylko huk drzwi i odgłos odpalanego silnika. Wszystko działo się tak szybko, że nie wierzyłaś, że działo się to naprawdę. Przecież takie rzeczy były tylko w filmach, prawda?!
- Wypuśćcie mnie! - załkałaś, trzymając się za ranę.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Wypuśćcie mnie! - nabijali się z ciebie piskliwym głosem.
Najbliżej siedzący z nich, chwycił cię za ramię, boleśnie wbijając w nie swoje paznokcie.
- Radzę ci się zamknąć ślicznotko, bo inaczej pożałujesz, że się urodziłaś - syknął złowrogo, wyciągając zza kurtki pistolet. Momentalnie zbladłaś.
Dlaczego cię porwali? Co im zrobiłaś? Przecież byłaś najzwyklejszą osobą pod słońcem! To mógł być każdy! Dlaczego akurat ty? Niestety, nie znałaś odpowiedzi.
          Jechaliście tak szybko, że bałaś się, że uderzycie w pierwsze lepsze drzewo i zginiesz przedwcześnie. Choć mimo tego i tak byłaś w beznadziejnej sytuacji...  Ku twojej panice, wyjechaliście z miasta i kierowaliście się w stronę lasu. Najgorsze myśli przyszły ci do głowy... Spojrzałaś w stronę kierowcy - jego oczy, ukryte pod maską, świdrowały cię wzrokiem. Nie podobało ci się to.
          Droga była kręta - wjechaliście w sam środek lasu. Bałaś się tego, dokąd jedziesz. Bałaś się, co będzie dalej... Nagle nad twoją głową zaświeciła się żółta, komiksowa żarówka. A gdyby tak wezwać pomoc? Wciąż się kuląc ze strachu, zerknęłaś na swoją torbę. Gdzieś tam na jej dnie leżał twój telefon...
Zaledwie jednak zdążyłaś chwycić za zamek, torba została wyrwana z twoich rąk.
- Yah! To moje! - wychrypiałaś, ale szybko tego pożałowałaś.
- Jeszcze.Tylko.Jedno.Słowo - groźba była zbyt groźna, żeby móc ją zlekceważyć. Skuliłaś się w sobie, marząc o tym, by to wszystko okazało się złym snem. Czy prosiłaś o wiele?
- Zamknąć się - odezwał się kierowca chłodnym głosem. - Już jesteśmy.
Niewiele widziałaś przez szybę, bo dookoła nie było żadnej lampy, nic. Zostałaś wypchnięta z samochodu, by po chwili znaleźć się w żelaznym uścisku. Już nie próbowałaś uciekać - i tak nie miałabyś żadnych szans. Na zewnątrz lało jak z cebra, a ziemia była niczym błoto.
- Ja się nią zajmę - cichy, ale zimny głos, dobiegł do twoich uszu. Aż ciarki ci przeszły po plecach. Reszta gwałtownie zaprotestowała. - Powiedziałem coś!
- To co mamy robić?
- Stać na czatach. To nasza umowa - warknął, po czym niezbyt delikatnie pociągnął cię za sobą.
          Czując się jak w jakimś koszmarze, ledwo co poruszałaś nogami, które były jak z waty. Miałaś wrażenie, że lada moment przewrócisz się ze strachu. Nie miałaś odwagi odezwać się ani słowem, bo obcy wciąż zerkał na ciebie wzrokiem, który paraliżował cię od środka. Gdy weszliście do domu, porywacz poprowadził cię w dół schodów, a potem jeszcze niżej, gdzie powinna być piwnica. Otworzył drzwi jednym kopnięciem i bez zbędnych ceregieli wepchnął cię do środka. Zatoczyłaś się, ale zdążyłaś utrzymać równowagę. W tym czasie zatrzasnął drzwi, przekręcając je na klucz. Rzuciłaś się w ich kierunku z pięściami.
- Nie zamykaj, proszę! - krzyknęłaś. - Wypuśćcie mnie! Co ja wam zrobiłam?! - krzyczałaś jeszcze chwilkę, by w końcu się poddać. Byłaś daleko od miasta, daleko od jakiekolwiek cywilizacji. Nikt przecież w lesie nie mieszkał... 
          Zrezygnowana usiadłaś na skrzypiącym łóżku. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Z tej strony nie wyglądało ci to na piwnicę, tylko zwykłą sypialnię. Była tylko strasznie ponura. Okien nie było, to fakt. Ściany były ciemne, podłoga lekko zakurzona, ale ogólnie nie wyglądał źle. Przy łóżku stał nocy stolik z mała lampą, która niezbyt oświetlała cały pokój. W rogu stała mała szafa. Na ścianie wisiała mała półeczka z kilkoma książkami, zakurzone lustro i jakieś stare obrazki. No i była też osobna łazienka. Niezbyt luksusowa, ale jednak była... Wszystko po to, by przeżyć. Aha, no i nie było lodówki... Przełknęłaś ślinę, czując jak burczy ci w brzuchu. Nie zdążyłaś nic zjeść, a jedzenia i tak pewnie nie dostaniesz.
          Zwinęłaś się w kłębek, zastanawiając się, co się z tobą stanie. Po co cię tu przywlekli? Chyba nie na wakacje... Nie miałaś nawet ochoty ściągnąć mokrych ciuchów i butów, które ci przemokły. Było ci wszystko jedno, czy się przeziębisz czy nie. Chciałaś tylko wrócić do domu... Rozpłakałaś się, a potem zasnęłaś z wycieńczenia.
          Obudziłaś się w tym samym miejscu. Jęknęłaś smutno, żałując, że to nie kolejny głupi sen. Nie wiedziałaś, która jest godzina, jaki dzień tygodnia. Czy jest dzień czy noc? Czy na zewnątrz pada deszcz czy świeci słońce? Mogłaś jedynie patrzeć w jeden punkt, wśród otaczających cię czterech ścianach. Nie wiedziałaś, ile czasu minęło, ale nagle drgnęłaś, słysząc przekręcany zamek w drzwiach. W przeciwieństwie do piwnicy, tam na korytarzu było strasznie jasno, więc przestraszyła cię ta jasność, która wpadła do pokoju. Zresztą, nie tylko ona...
          Do środka wszedł porywacz, tylko, że...bez maski. Rozpoznałaś go od razu. Zimne oczy patrzyły na ciebie bez żadnych emocji czy wyrzutów sumienia. Był młody. Może w twoim wieku, albo troszkę starszy. Cały ubrany na czarno. Z uszu zwisały mu dziwne kolczyki, przypominające kły, a na szyi wisiał krzyż. Włosy tez miał dziwne. To był jakiś świr, co nie?
Podszedł bliżej. Zauważyłaś, że w dłoniach trzymał coś prostokątnego. Odchrząknął nieco.
- Przeziębisz się - rzekł znudzonym głosem, jakbyście mówili o pogodzie.
Nic nie mówiąc, odwróciłaś głowę w drugą stronę, byle na niego nie patrzeć. Skrzyżowałaś ramiona. Nie miałaś ochoty na żadną rozmowę. Nie z nim.
Chłopak widząc twoją reakcję, westchnął tylko. Swe kroki skierował ku szafie, otwierając ją. Skrzypienie wyrwało cię z myśli, więc zerknęłaś na to, co robi.
- Niestety, nie mam dla ciebie nic innego jak to - w jego głosie usłyszałaś nutkę żalu. Wyciągnął wieszaki ze środka, na których wisiały trzy czarne sukienki. - Którą chcesz? - spojrzał na ciebie pytająco, ale i śmiertelnie poważnie. - Czarną, czarną czy czarną?
Aż miałaś ochotę parsknąć śmiechem. On serio był jakiś pomylony czy tylko udawał?
- Ślepy jesteś? Wszystkie są czarne - burknęłaś, ale sekundę później pożałowałaś swoich słów.
Blondyn podszedł do ciebie szybko, wciskając ci jedną z nich do ręki.
- Próbuję być miły, więc uważaj co mówisz z łaski swojej - nachylił się nad tobą, więc wstrzymałaś oddech. Uśmiechnął się z wyższością. - A teraz iść się przebrać - wskazał głową na łazienkę. Nie ruszyłaś się ani o centymetr. - Albo ja sam to zrobię.
Zaczerwieniona z hukiem zeszłaś z łóżka i poczłapałaś do łazienki. Za kogo on się uważał? Za twojego rodzica? Nikt nie będzie ci mówił, co masz zrobić, albo w co się ubrać. Z niechęcią ściągnęłaś mokre ciuchy i przebrałaś się w tą czarną, prawie pogrzebową sukienkę. Ale przynajmniej była ciepła. W sumie nie była taka zła. Ale pachniała...jakby starością.
          Wróciłaś do pokoju, siadając na swoim miejscu. On wciąż tam był. Podłączał mały, przenośny kaloryfer do prądu. Gdy mu się to udało, usiadł obok ciebie z małą apteczką w ręku. Próbowałaś się odsunąć, ale chwycił cię za rękę, zatrzymując w miejscu.
- Siedź, gdzie siedzisz.
Niechętnie zrobiłaś to, co kazał. Wciąż jednak patrzałaś w drugą stronę. Chyba niedługo obserwowanie muchy chodzącej po ścianie stanie się twoim nowym hobby...
Nagle poczułaś dziwny zapach. Nie zdążyłaś jednak przekręcić głowy, gdyż poczułaś coś mokrego na policzku i w tym samym momencie miałaś wrażenie, że pali ci się skóra.
- Nie ruszaj się - ostrzegł. - To zaboli tylko troszkę - dodał nieco łagodniej. Wydawał się być trochę...przyjazny? Ale to porywacz! Ludzie tacy jak on nigdy nie są mili!
Zaciskając zęby, starałaś się nie ruszać, gdy przemywał ranę. Prawie o niej zapomniałaś. Wtem coś cię tknęło. Spojrzałaś na niego kątem oka.
- Dlaczego? - zapytałaś.
- Co dlaczego? - nawet nie zaszczycił cię spojrzeniem. Dezynfekował ranę, po czym wyciągnął plastry z apteczki.
- Czemu to robisz? Czemu się mną zajmujesz? - chciałaś to wiedzieć.
Chłopak nie odpowiedział. Skupił się na naklejeniu plastra na twoim policzku. Cierpliwie czekałaś na odpowiedź, choć nie bardzo wierzyłaś, że ją usłyszysz.
- Mimo tego, co zrobiłem nie jestem typem człowieka, który więzi innych w najgorszych warunkach - odparł, zamykając pudełko. Wstał z łóżka.
- Więc wypuść mnie - poprosiłaś cicho.
- Nie mogę.
- Wae? - jęknęłaś zła. - Co ci to da, że będziesz mnie tu trzymać pod kluczem?
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Dopóki nie dostanę za ciebie okupu, nie masz co marzyć, że cię stąd wypuszczę.
Otworzyłaś usta, by coś powiedzieć, ale szybo je zamknęłaś. Oczywiście! Porywacze jak zawsze zażądali okupu! Tylko czy twoja rodzina ma na to dość pieniędzy? Naprawdę czarno widziałaś swoją przyszłość...
- A co jeśli...jeśli go nie dostaniesz? - zaryzykowałaś.
Podszedł do drzwi, chwytając za klamkę. Wtedy dopiero się odwrócił i powiedział:
- Po prostu cię zabiję.
Świat zawirował ci przed oczami, a potem zemdlałaś.
          Następnego dnia, obudził cię miły zapach i czyjeś delikatne szturchnięcie. Otworzyłaś oczy, widząc nad sobą JEGO.
- Musisz coś zjeść - oznajmił, kładąc przed tobą tackę z ryżem i kimchi. Rzuciłaś w jego kierunku obojętne spojrzenie.
- Po co? - mruknęłaś, co tylko go zdenerwowało.
- Jesteś moją zakładniczką, ale także moim gościem - zaczął złowrogo. - Więc nie pozwolę, żebyś umarła mi tu z głodu.
- Nie jestem głodna - twój brzuch jakby to słyszał, bo zaburczał potężnie. Porywacz uśmiechnął się kpiąco.
- Jedz - nakazał. - Wiesz ile będzie papierkowej roboty, gdy wykorkujesz?
Jego gadki zaczynały cię wkurzać. Ta przelała czarę. Nie zważając na konsekwencje, rzuciłaś w niego pałeczkami.
- Dosyć! - warknęłaś. - Chcę wiedzieć, czemu tu jestem! Jakim prawem mnie tu przywlokłeś?! - nic sobie nie robił z twoich pytań. Jak zwykle wstał i ruszył ku drzwiom.
Gdy się odwrócił, na jego twarzy była wymalowana nienawiść.
- Chcesz wiedzieć czemu? Proszę bardzo, powiem ci - syknął. - Tylko będziesz musiała inaczej spojrzeć na swojego ukochanego tatuśka.
Jego słowa cię zszokowały. Co on miał na myśli? Musiałaś to wiedzieć.
- Ch-chcę w-wiedzieć - wyjąkałaś przejęta.
- Dzięki twojemu ojcu straciłem ważną osobę w moim życiu! - prawie krzyknął. - Nie pozwolę, by przez niego moi bliscy znów cierpieli!
- Ale...ale jak to?
- Koniec na dzisiaj - warknął, z hukiem trzaskając drzwiami.
Po chwili usłyszałaś tylko dźwięk przekręcanego klucza, ciche przekleństwa i stukot na schodach. A potem zapadła cisza.
          Tak było przez kilka kolejnych dni. Chłopak przychodził tylko po to, żeby dać ci jedzenie czy ogrzać pokój. Niewiele rozmawialiście. Gdy jednak dochodziło do rozmów, kończyły się one na głupich uwagach czy narzekaniu na twoją osobę. Musiałaś jednak przyznać, że nie było tak źle. Porywacz wyraźnie o ciebie dbał i starał się nie dopuścić, byś nie doznała jakiegoś szczególnego uszczerbku na zdrowiu.
          Mały pokój zaczął cię przytłaczać. Nie miałaś co robić. Bo kto normalny siedzi ciągle w tym samym pomieszczeniu? W dodatku w zamknięciu? Zaczęłaś przeglądać książki, znajdujące się na półce. Zaledwie ściągnęłaś jedną, obsypała cię tona kurzu. Zakaszlałaś głośno, machając rękoma. Ile lat one tu leżały? Chyba dawno nikt tu nie sprzątał.
Otworzyłaś stronę na chybił trafił, po czym przechyliłaś ją w dół, by kurz z niej wyleciał. Ale razem z nim, wypadło też coś innego. Czyjeś zdjęcie...
Zaciekawiona, podniosłaś fotografię, dostrzegając na niej młodego chłopaka i dziewczynę. Wytrzeszczyłaś oczy, bo niemal od razu rozpoznałaś, że to twój porywacz. Tylko wyglądał zupełnie inaczej. Włosy miał dłuższe, ciemne i ładnie ułożone. Nawet jego ubrania - schludne i kolorowe, w przeciwieństwie do tych czarnych, które ciągle miał na sobie. I przede wszystkim, uśmiechał się. Z czułością obejmował drobną szatynkę, która się śmiała. Wyglądali na szczęśliwą parę... Odruchowo odwróciłaś zdjęcie, sprawdzając, czy znajdziesz tam jakąś notatkę albo datę, jak to zwykle inni robili. I bingo! Nie pomyliłaś się.

"Wiem, że nie chcesz, abym odeszła. Ale kończy się nasz czas. Mój czas. 
Nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Znajdziesz sobie kogoś lepszego, zdrowszego. Kogoś, z kim przeżyjesz całe życie. 
Zawsze będę cię kochać, nawet tam. Kiedyś i tak się spotkamy, więc proszę, nie rozpaczaj.  
Do zobaczenia w niebie. Kocham cię Bang."
  
Byłaś w szoku. Spróbowałaś połączyć wszystko w jedną całość, ale nagle ktoś ci w tym przeszkodził.
- Dobrze się bawisz?
Spojrzałaś przerażonym wzrokiem na chłopaka. Jego twarz była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Nie był zły. Ostatnio coraz lepiej ci szło rozpoznawanie, kiedy był w złym humorze.
- Nie - szepnęłaś słabo. - Ja... - zerknęłaś na fotografię, a potem na niego. - Przykro mi.
- Nic nie wieszuciął szybko, po czym wyminąwszy cię, wyrwał ci zdjęcie z ręki.
Usiadł na łóżku, wpatrując się w samego siebie sprzed kilku lat. Ostrożnie podeszłaś do niego.
  - Opowiesz mi? - zapytałaś grzecznie.
Chciałaś wiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Poza tym...stęskniłaś się za rozmową. Męczyło cię siedzenie tutaj, bez osoby towarzyszącej.
  Blondyn, zerknął na ciebie nieufnie. W jego oczach malował się ból - to nieco zbiło cię z tropu. Poklepał miejsce obok siebie, byś usiadła.
Eujni była chora. Miała chore serce. Jedynym dla niej ratunkiem była operacja w Ameryce - lekarze z Korei nie mogli się tego podjąć, bo ryzyko było zbyt duże.
Słuchałaś uważnie tego, co mówił. Ze zdenerwowania zaczęłaś przygryzać wargę.
- To twój ojciec odmówił. To jego słowo było ostatnie - spojrzał na ciebie.
- Więc to tak? - zapytałaś. - Tak próbujesz się odegrać? - nie rozumiałaś go.
    Ten tylko pokręcił głową.
- Straciłem ją. Ale nauczyłem się z tym żyć. To nie ona jest tym problemem.
- Więc co? - dopytywałaś.
- Moi rodzice są ciężko chorzy - mówił coraz ciszej. - I nie wiem dlaczego, ale nie chcą dać im leku, który jest refundowany. Bo niby nie kwalifikują się do jakiejś tam grupy - prychnął rozdrażniony. - Lek jest bardzo drogi. Nie stać mnie na jakiego wykupienie...
Pozostałe elementu układanki, zebrały ci się w całosć.
- Więc mnie porwałeś. I zażądasz okupu - stwierdziłaś sucho.
Teraz już wszystko rozumiałaś. Chociaż nie... Rozumiałaś, że potrzebuje pomocy. Ale to nie oznaczało, że powinien tak postępować. To przecież karalne!
- Tak - przyznał.
Nastąpiła cisza. Nie wiedziałaś, czy powinnaś coś powiedzieć. Ten człowiek bardzo cierpiał. Bardzo mu współczułaś, ale nie mogłaś nic zrobić.
- Pewnie mnie nienawidzisz? - zapytał bez ogródek.
- Aniyo - zaprzeczyłaś. Zerknął na ciebie zdziwiony. - Ale nie popieram tego, co zrobiłeś. Pójdziesz do więzienia.
Blondyn spuścił głowę.
- Wiem.
- Nie boisz się? - zapytałaś cichutko.
- Nie - uśmiechnął się półgębkiem, a ty zaskoczona dostrzegłaś cień prawdziwego uśmiechu na jego ustach. - Prędzej pójdę do więzienia niż pozwolę im umrzeć.
          Dużo rozmyślałaś w samotności od czasu tej rozmowy. Minęło kolejnych kilka dni, podczas których wszystko się zmieniło. Bang - bo teraz tak go nazywałaś, wcale nie był zły. Wyglądał groźnie, to fakt, ale serce miał dobre. Był dobrym człowiekiem. Teraz już, potrafiliście się dogadać. I tak naprawdę, to nie chciałaś, żeby skończył tragicznie. Poza tym...chyba był dla ciebie kimś więcej, niż porywaczem. Polubiłaś go. Bardzo chciałaś wrócić do domu: do rodziny i przyjaciół, ale nie chciałaś go opuszczać... Zauważyłaś też, że sam Bang zaczął zachowywać się inaczej - częściej był milszy, a nawet się śmiał pod nosem z twoich uwag. Nie wiedziałaś tego, ale on sam opiekował się tobą nie dlatego, że musiał, ale po prostu chciał. Żałował tego, co zrobił, ale i cieszył się, że poznał właśnie ciebie. Nie sądziłaś, że żywi wobec ciebie jakieś silniejsze uczucia, do czasu, gdy odwiedził cię w nocy. To właśnie wtedy usłyszałaś skrzypienie drzwi i cichutkie kroki. Nie bałaś się, bo wiedziałaś kto to. Zawsze jednak kończyło się na tym, że po chwili patrzenia na ciebie, odchodził, ale dziś...było inaczej.
          Ostrożnie przykrył cię kołdrą, po czym delikatnie odsunął włosy z twarzy, przez co jego dłoń dotknęła twojej skóry. Serce zaczęło ci bić szybciej, ale mimo wszystko wciąż udawałaś, że śpisz. Stał nad tobą dobre kilka minut, gdy usłyszałaś zamykane drzwi. Zasnęłaś z uśmiechem na ustach.
          Rano, a przynajmniej tak ci się wydawało, obudził cię huk i sam Bang wołający twoje imię. Podniosłaś się na łokciach, zerkając na niego nieprzytomnie.
- Co się dzieje? - wymamrotałaś.
Chłopak podbiegł do ciebie, biorąc cię za rękę. W jego oczach zobaczyłaś strach, ale i determinację.
- Chodź!
 Wybiegliście z domu i dopiero wtedy zobaczyłaś, że wciąż jest noc. Jednak niebo trochę się już przejaśniało i za kilka minut miał być wchód słońca. Blondyn ciągnął cię za sobą, a ty nie wiedziałaś, co jest grane. Ale szybko się dowiedziałaś.
- Bang? Co jest? - zapytałaś przerażona.
- Ktoś mnie wsypał.
Tym krótkim zdaniem, zrozumiałaś, że policja was znalazła. A raczej ciebie...
          Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nie wiedziałaś jak twój wzrok nadążał za tym wszystkim. W jednej chwili otoczyła was grupa policyjna z bronią w rękach, rozległy się krzyki i ostrzeżenia. A ty? Zamiast być przestraszona tym wszystkim, myślałaś tylko o tym,  by Bangowi nie stała się krzywda. Wciąż trzymałaś go za rękę.
Usłyszałaś dziwny dźwięk - to blondyn wyciągnął pistolet. Bałaś się. Tak strasznie się bałaś. Musiałaś coś zrobić.
- Bang, Bang!- zaczęłaś szeptać gorączkowo. - Skończmy to! - poprosiłaś. Ten pokręcił głową uparcie. - Poproszę tatę, żeby dał ci ten lek! Naprawdę zrobię wszystko, tylko opuść broń! - błagałaś.
- Puść ją, albo będziemy strzelać!
Zagryzłaś wargę, czując narastającą panikę. Spróbowałaś jeszcze raz.
- Bang, proszę cię! - w twoich oczach zaczęły formować się łzy. - Nie chcę, żeby cię zastrzelili, proszę! - ścisnęłaś jego dłoń mocniej.
 Zerknął na ciebie kątem oka, potem na funkcjonariuszy, a potem znów na ciebie. Wiedziałaś, że się waha miedzy życiem swoich rodziców, a Tobą. W końcu nie byłaś mu obojętna. Co wybierze?
          Nagle rozległ się głuchy strzał. Rozejrzałaś się dookoła, ale szybko zorientowałaś się , co się stało. Bang zachwiał się, a pistolet wypadł mu z ręki. Wydarłaś się na całe gardło, miałaś wrażenie, że serce ci pękło. Próbowałaś utrzymać go w pionie, ale był zbyt ciężki. Upadłaś obok niego na trawę.
- Bang, nie umieraj, proszę cię!
- _____, uljima - szepnął cicho, choć jego oczy już błyszczały.
- Jak mam nie płakać, jak...jak...oni... - głos ci się załamywał.
- _____, mam do ciebie prośbę - dotknął twojego policzka, na którym jeszcze niedawno widniał plaster.
- Jaką?
- Powiedz im prawdę - poprosił. - Nie kłam w mojej obronie, arasso?
- Ale Bang...
Chciałaś ostatni raz chwycić go za rękę, ale nie zdążyłaś, bo ktoś brutalnie was rozdzielił. Płakałaś i się wyrywałaś, ale na nikim nie robiło to wrażenia. Zabrali cię. Zabrali cię od Banga.
          Minęło kilka miesięcy. Niby wszystko powinno się już ułożyć, ale wcale tak nie było. Tęskniłaś za nim. Zrobiłaś jednak tak jak poprosił. Zeznałaś całą prawdę i tylko prawdę. Jednak nawet to nie uchroniło go od więzienia. Nie mogłaś się z nim zobaczyć. Ale mogłaś z nim porozmawiać.
- Jak się czujesz? - zapytałaś cicho przez słuchawkę.
- Nie powiem, że fajnie, bo bym cię okłamał, ale celę mam gorszą niż pokój, w którym przebywałaś.
  Nie musiałaś pytać, bo dobrze wiedziałaś, o co mu chodzi.
- Przykro mi.
- A nie powinno - odparł spokojnie. - Zasłużyłem na to. Wiesz o tym dobrze.
- Mimo wszystko mi przykro - mruknęłaś smutno.
Nastała chwila ciszy, a potem usłyszałaś cichy śmiech Banga.
- Cieszę się, że cię poznałem _____ - powiedział czule. - Dziękuję cię za te dwa tygodnie.
Poczułaś, że się rumienisz. Zrobiło ci się ciepło na sercu.
- Tęsknię za tobą...
Blondyn westchnął. Przez moment milczał, a potem się odezwał:
- Wrócę za 365 dni, nie rozpaczaj.
- To nie jest śmieszne! - odparłaś z wyrzutem. - Jeśli tak chcesz rozmawiać, to się rozłączam i nie zadzwonię za tydzień...
- Mianhe!
- Mam dla ciebie dobra wiadomość - oznajmiłaś. - Twoi rodzice wyzdrowieją. Przez moment myślałaś, że się rozłączył czy coś, bo nic nie słyszałaś z drugiej strony. - Bang? Nie cieszysz się? - dodałaś zawiedziona.
- Ch-Chincha?! - zapytał zszokowany.
 - Tak. Mój ojciec wziął pod uwagę ostatnie wydarzenia i musiał jakoś zareagować. Nie chcę, byś stracił rodziców...
-  Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny _____. Gdy wyjdę, muszą koniecznie cię poznać.
- Nie przesadzaj - zaśmiałaś się nerwowo. - Nie jestem Bogiem...
- Dla mnie jesteś - szepnął. - Komawo - podziękował. Coś trzasnęło, więc Bang dodał: - Muszę iść.
 - Bang?
- Tak?
- Będę na ciebie czekać - wykrztusiłaś.
- _____, to cały rok. Nie musisz tego robić - powiedział smutno, ale i z nutką nadziei w głosie.
- Ale chcę.
 Nie widziałaś jego twarzy, ale czułaś, że się uśmiecha.
  - Saranghae...
 
 
 Hime - na pewno długo wyczekiwany scenariusz dla ciebie :)
Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu, bo prosiłaś o coś smutnego, a że ostatnio mam głowę do pisania takich rzeczy, wyszło coś takiego.
Chyba nie muszę dodawać, co mnie zainspirowało do takiej, a nie innej tematyki scenariusza? :]  

 Przypominam, że aktualnie prośby o "konkretne" scenariusze są zamknięte, mianhe!
 

22 komentarze:

  1. ...OBOŻEKRYSTALKOCHAMCIĘ.
    Łaaaał... nie spodziewałam się że to będzie AŻ tak dobre.... naprawdę, bardzo mi się spodobało ^^

    Życzę weny na kolejne scenariusze ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Łooo ale fajny ten scenariusz! Bang porywacz <3 Naprawdę mi się podobało ^ ^
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  3. Krystal, jesteś Bogiem. Uwielbiam Twoje scenariusze a każdy kolejny przebija poprzedni. Niecierpliwie czekam na kolejny scenariusz!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Twoje scenariusze :) A kiedy czytałam, że Bang dostał to mi łzy zaczęły lecieć do oczu... Ale cieszę się, że przeżył ^^ I coś krótki wyrok dostał ( ale to nawet dobrze^^) Czekam z niecierpliwością na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże, cudowny *-* <3
    Aż się popłakałam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. To był naprawdę dobry kawałek. Jeden z lepszych.. Aż warto czekać tak długo na kolejny post. Nawet nie przychodzi mi na myśl, czym nas następnym razem zaskoczysz~~ A jestem wielką fanką B.A.P, wiec to dla mnie czysta przyjemność czytać o swoich bisach :3
    Wyszło ci z tym gifem na końcu - płaczącym Bangiem, nie powiem, że nie.. Po prostu się wczułam w tą historię.

    Mnie nikt nie chce uprowadzić? XD Zelo? Himchan? Na co czekacie?! XDD

    Hwaiting w dalszej pracy~!

    // Luna

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się ;___; Jest świetny, zakochałam się w tym scenariuszu. ^^ Życzę weny i czekam na kolejne <3 /Gandalf

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooow nie spodziewałam się czegoś w tym stylu. Dobre, bardzo dobre <3 Czekam na więcej. Weny życzę ^.^

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham cię dosłownie, uwielbiam jak piszesz. przeczytałam wszystkie twoje scenariusze uwielbiam je. zdecydowanie ten jest na 1 miejscu w mojej liście twoich scenariuszy :* życzę weny i czekam na następne scenariusze <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Geniusz! Powinnaś dodawać coś częściej;)
    Jak to tej pory nie spotkałam kogoś, kto pisał by lepiej.
    Zapraszam do siebie.

    ~Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko, Yongguk~! ♥
    Ten scenariusz jest taki piękny. Popłakałam się, chincha! :c
    Oby więcej takich scenariuszy! Hwaiting~! *.*

    OdpowiedzUsuń
  12. Totalnie przeboski scenariusz!~ Szkoda tylko, że taki krótki^.-
    Czekam na więcej scenariuszy z chłopakami z B.A.P^^
    Hwaiting!~

    OdpowiedzUsuń
  13. Cuudo *.*
    Kocham Twoje scenariusze ♥
    Życzę dużo weny i czekam na dalsze scenariusze :*
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń

  14. Nominowałam Cię do "The Versatile Blogger Award" Reszta na moim blogu http://love-crosses-all-the-rules.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  15. woah, dobra, czegoś takiego się nie spodziewałam. myślałam na początku, że Bang ją uratuje czy coś, a tu sie okazuje, że on był porywaczem! i to zakończenie *.*

    OdpowiedzUsuń
  16. Poryczałam się T_T Kocham Kocham Kocham < 33

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciekawy pomysł, Bang się do tego doskonale nadaje ^.^ Przeurocze i smutne, oby więcej takich <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Eej, popłakałam się! ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. chyba właśnie zostałam fanką... tak długo szukałam jakiegokolwiek ff z syndromem sztokholmskim, a tu w dodatku z Bangiem <3

    ...dzięki^^

    OdpowiedzUsuń
  20. Muszę ci powiedzieć, że ten scenariusz jest niesamowity i obłędny. Mimo, że jest smutny strasznie mi się podoba ;3
    Dziękuje, że istnieje taka osoba jak ty. Tak pięknie opisujesz wszystkie uczucia ♥
    Jeszcze raz komawo i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę miłe, że tak o mnie myślisz :*
      Ja też dziękuję ;*

      Usuń