Ślęczałaś przed komputerem, niemal wlepiając nos w ekran monitora. Jak mogłaś
tego nie zauważyć? No jak? Chyba oślepłaś albo postradałaś zmysły, że jego
twarz nic, a nic ci nie mówiła... Tak, to był on. L.Joe z Teen Top. Lee
Byonghyun. Twój Joe...
Skąd go znasz? Ty również mieszkałaś kiedyś w Ameryce, zaledwie kilka domów
dalej. Byliście nastolatkami, jeszcze dzieciakami, które nie odchodziły od
siebie ani na krok, niczym zakochana para, obiecująca sobie, że będziecie razem
już na zawsze. Ale niestety wszystko potoczyło się inaczej. A to wszystko było
twoją winą. Joe - bo tak wszyscy na niego mówili, niczym nie zawinił.
Teraz też oglądałaś teledysk Teen Top, który polecił ci Youtube i
wręcz miałaś łzy w oczach. Szczerze? Jakoś nigdy specjalnie nie zainteresowałaś
się tym zespołem, a szkoda. Gdybyś to zrobiła, z pewnością poznałabyś go już
wcześniej. Poza tym...nigdy nie przypuszczałaś, że twój były chłopak znajdzie
się w zespole! Byłaś szczęśliwa z tego powodu, cieszyłaś się, że udało mu się
wygrać życie. Niestety, wyrzuty sumienia bardzo szybko gasiły ten entuzjazm, a
oglądany teledysk "I Wanna Love" mówił ci, że Joe
wciąż pamiętał o twoim postępku... Ta piosenka...i cały jej tekst...był o Joe.
O Tobie. O Was. Byłaś o tym przekonana.
Próbowałaś zapomnieć o tym, że to zobaczyłaś, ale nie mogłaś. Dzień w dzień przyłapywałaś się, że o nim myślałaś jeszcze bardziej, niż przez ostatnie lata, wspominałaś najlepsze fragmenty z tamtego okresu, wchodziłaś w internet, przeglądając jego zdjęcia i szukając informacji o nim i o zespole, przez co zaczęłaś się w to wszystko wkręcać. Zupełnie nie wiedziałaś po co. Ale to było silniejsze od ciebie. Próbowałaś dostosować swój czas do grafiku zespołu, by chociaż na chwilę go zobaczyć. Nie ważne było miejsce, czy ujrzysz go na ulicy czy pod wytwórnią czy może na jakimś fansign'u. Miałaś cichą nadzieję, że może wtedy wyrzuty sumienia, które cię gryzły przez tyle lat, odejdą i odnajdziesz spokój.
- _____, przestań, bo się
pochorujesz - przyjaciółka zaczęła się o ciebie martwić.
- Nie przesadzaj.
- Pochorujesz się, mówię ci.
- Chcę tylko wiedzieć dokładnie
kiedy i gdzie będzie następny fansing, bo na ostatnim było
totalne szaleństwo i nie miałam okazji, by do niego podejść, to wszystko -
odparłaś tylko, nie odrywając wzroku od komputera.
- Jasne... - czy
właśnie w jej głosie wyczułaś obrazę? Zmusiłaś się do chwilowego
"opuszczenia" świata internetu, obracając się w jej stronę na
obrotowym krześle.
- _____, nic mi nie będzie -
przekonywałaś.
- Czy ty siebie słyszysz? -
przyjaciółka postanowiła ci wreszcie wyperswadować te głupie pomysły. -
Od tygodni nic nie robisz, tylko "śledzisz" Joe...
- Dla ciebie L.Joe - wymamrotałaś.
Ta ksywka nie była dla wszystkich.
- Nieważne! Zejdź z puszystej
chmurki na dół! Obudź się dziewczyno, to rzeczywistość -
powiedziała brutalnie i musiałaś przyznać, że zrobiło ci się trochę
przykro. - L.Joe jest teraz gwiazdą, ciężko ci będzie go spotkać, a
nawet jeśli ci się to uda, to co zrobisz? A jak cię pozna? Chcesz usłyszeć
kolejne kilka gorzkich słów z jego strony? To w końcu TY go zostawiłaś...
- _____, przestań... - spuściłaś
głowę. To brzmiało tak okrutnie...
- Chcę ci przegadać do rozsądku, bo
tylko ja mogę to zrobić - podeszła bliżej, żeby cię
przytulić. - Zapomnij o nim, bo tylko sobie zaszkodzisz _____.
Rozpłakałaś się w jej objęciach. Dlaczego życie musiało być takie trudne? Może
popełniłaś błąd, racja. Nie powinnaś się w to wszystko angażować, bo właśnie
uświadomiłaś sobie, że strasznie za nim tęskniłaś i chciałabyś cofnąć czas, by
móc wszystko zmienić.
- Chciałabym go tylko jeszcze raz
zobaczyć! - wychlipałaś. Pewnie i tak cię nienawidził, albo nie pamiętał.
Może i dobrze.
- Wiem _____, wiem -
pocieszenie było teraz czymś, czego akurat potrzebowałaś.
Twoja przyjaciółka była jedyną osobą, która wiedziała o tym, że znałaś L.Joe,
który teraz jest uwielbiany przez tysiące fanek. Na początku nie chciała ci
uwierzyć, bo myślała, że jesteś skrytą fanką, a taki
fakt ciężko udowodnić, ale widząc wasze wspólne zdjęcia, była
w szoku. Nie popierała jednak twojego zachowania, bojąc się, że będziesz
żyć przeszłością, zamiast skupiać się na teraźniejszości jak i przyszłości.
Kilka dni później, zmieniła jednak zdanie, a raczej zmiękła dzięki twojej
upartości, gdy Teen Top miało nagrywać występ w Music Bank.
Stałyście w chyba kilometrowej kolejce, by dostać się do środka. Byłaś
podekscytowana, serce waliło ci jak oszalałe ze szczęścia i nerwów, a twoja
przyjaciółka zaś, marudziła, że bolą ją nogi. Ale nic nie mogło ci popsuć
humoru. Nic.
Gdy udało wam się w końcu zająć
miejsca, z niecierpliwością oczekiwałaś występu nie tylko
Teen top, ale także innych zespołów.
- Cieszę się,
że zgodziłaś się ze mną tu przyjść - szepnęłaś jej na ucho
z uśmiechem.
- A ja mam nadzieję, że nie będę
tego żałować - odparła, patrząc na ciebie uważnie.
- Nie będziesz - zapewniłaś. Po
występie i powrocie do domu, obiecałaś sobie, że skończysz z tym
cyrkiem i zapomnisz o Joe...
Nagranie przebiegały świetnie. Poznałaś nowe zespoły, które natychmiast
przypadły ci do gustu, czasem zdarzały się zabawne wpadki, przez co trzeba było
nagrywać jeszcze raz. Prawie zapomniałaś, że przyszłaś tutaj tylko z
jednego powodu. A raczej z
powodu jednej, konkretnej osoby... Na samą myśl zrobiło ci się
niedobrze, bo ocknęłaś się z "muzycznego stanu" i zdałaś
sobie sprawę, że stresowałaś się bardziej, niż przed jakimkolwiek egzaminem. A
przecież zobaczysz go z pewnej odległości, nie z bliska...
- Muszę iść do łazienki - oznajmiłaś
podenerwowana.
- Teraz? - jęknęła
twoja przyjaciółka, bo choć nie chciała tu przychodzić, teraz fangirl'owała,
bo występowali jej ulubieńcy.
- Tak, teraz!
- Mam iść z Tobą?
- Nie, poradzę sobie
- uśmiechnęłaś się blado, po czym wstała i opuściłaś salę.
Na zewnątrz w białym korytarzu, poczułaś się lepiej. Muzyka dudniąca
zza drzwi, wydawała się być teraz strasznie odległa. W sumie to nie wiedziałaś,
po co w ogóle wyszłaś, bo nie miałaś najmniejszej ochoty udać się do łazienki.
A może wyszłaś po to, by przeczekać kolejny występ, nawet jeśli to
miałby występować Joe? Tylko czy nie będziesz tego żałować?
Przechadzałaś się korytarzem i by
nieco uspokoić swoje nerwy, zaczęłaś wędrować po całym budynku. Nie miałaś
zielonego pojęcia, że jest w nim aż tyle korytarzy z tyloma drzwiami! Ciekawe,
co w nich jest?
Nagle jedne z nich się otworzyły i wyszedł z nich jakiś mężczyzna ze
słuchawkami na uszach, wyraźnie wkurzony. Zanim zdążyłby cokolwiek powiedzieć
czy zrobić, rzuciłaś się do ucieczki. To był impuls. Może nie powinnaś tutaj
wchodzić? Mniejsza z tym. Biegłaś przed siebie, chcąc wrócić do sali,
ale labirynt korytarzy ci na to nie pozwalał. Po minucie czy dwóch już
kompletnie zgubiłaś orientację w terenie. Gdzieś daleko za sobą słyszałaś podniesione
głosy, więc uciekałaś dalej. Bałaś się, że może weszłaś gdzieś, gdzie
nie powinnaś i tym samym pociągniesz za sobą jakieś
konsekwencje, ale przecież nie zrobiłaś tego specjalnie! Tylko się
zgubiłaś, byłaś niewinna!
Szarpnęłaś za jakieś drzwi, które z trudem się otworzyły,
ale się udało i szybko weszłaś w kolejny korytarz,
który wyglądał tak samo jak pozostałe. Czułaś się jakbyś
była myszką gonioną przez kota i musisz szybko się gdzieś schować, by
uniknąć...kary. Schowałaś się za najbliższą ścianę, kiedy tuż przed sobą
usłyszałaś głosy, które były coraz bliżej. Wydawały ci się strasznie znajome...
- Pośpiesz się hyung!
- Arasso! Tylko po coś
wrócę!
Odczekałaś chwilę. Kroki ucichły, głosy również. Poczułaś się taka...samotna w
tym wielkim budynku. Teraz to już z całą pewnością zgubiłaś się na amen, a ty
akurat musiałaś być taką idiotką, żeby stracić orientację w terenie. Co
by było w lesie? Chyba pożarłyby cię wilki...
Ruszyłaś dalej, powoli, rozglądając
się po ścinach, mając nadzieję, że może na nich będzie coś, co wskaże ci drogę
do punktu wyjścia. Mogłabyś się wrócić i po sprawie, ale...miałaś małego
stracha. Jeszcze cię zaaresztują i co wtedy? Byłaś zdana sama na siebie.
Przecież to ogromny budynek, na pewno posiadał jakieś
wyjścia awaryjne czy coś w tym stylu...
Twoją uwagę przykuła biała tabliczka z nazwą i hasłem, które okazały
się być danymi do wi-fi. Po co ktoś powiesił to w korytarzu? Bezsens... Miałaś
dosyć tego błądzenia. Odwróciłaś się i wtedy stało się coś, co
sprawiło, że zobaczyłaś najprawdziwsze, komiksowe gwiazdki przed
oczami. Nawet nie zdążyłaś skupić się na bólu, bo boleśnie upadłaś
na tyłek, pewnie porządnie go sobie obijając. Usłyszałaś czyjś spanikowany
głos, ale wydawał ci się być strasznie odległy. Nie mogłaś
go zarejestrować w obolałej głowie, więc otworzyłaś oczy.
Jeśli los sobie z ciebie żartował, to jego żart był naprawdę...trafiony. Nad
Tobą jak skamieniały stał L.Joe, który jakby na moment zawiesił się pomiędzy
przeszłością, a rzeczywistością. Gdybyś go nie znała, śmiało mogłabyś
stwierdzić, że mocne i porządne dostanie w twarz drzwiami, byłoby
pretekstem do wszczęcia awantury. Dopiero teraz poczułaś, że czoło chyba zaczęło
żyć własnym życiem, puchnąc. Jak ty się pokażesz ludziom?! Na
samą myśl o tym, jęknęłaś z bólu, chwytając się za głowę.
- _____? - och,
wciąż pamiętał twoje imię? Naprawdę?
- Ne?
- Jak tu weszłaś?
- Mollayo...
- _____...
- Moje czoło...
Chłopak nie miał zielonego pojęcia, co robić. Spoglądał to na ciebie, to gdzieś
w punkt za twoimi plecami. Znałaś go. Wiedziałaś, że nie chciał cię tak
zostawiać, nie po tym jak z hukiem zupełnie nieświadomie przywalił ci drzwiami.
Miał dobre serce.
- Muszę iść... -
wymamrotał, po czym zagryzł wargę, walcząc ze sobą. - Aish!
Wstawaj! - dodał nieco rozdrażniony, po czym szybko chwycił cię za
ręce, podciągając w górę.
Zanim
zdążyłaś zorientować się co robi, wciągnął cię do jakiegoś
pomieszczenia. Nogi miałaś jak z waty, nie tylko dlatego, że byłaś na
wpółprzytomna, ale też z powodu jego bliskości. Z niezwykłą stanowczością, ale
i delikatnością wepchnął cię do jakiegoś mebla.
- Siedź tu - rozkazał. -
Arasso? - nie rozumiałaś po co i dlaczego, ale pokiwałaś głową
nieśmiało. L.Joe przez chwilę patrzył na ciebie, a jego oczy migotały w
ciemności. Przymknął lekko drzwi, byś miała dostęp do powietrza, po czym
opuścił pokój.
Rozejrzałaś się i choć było ciemno,
szybko zrozumiałaś, gdzie właśnie siedziałaś. Ubrania otaczały cię z każdej
strony. Gdzie ty byłaś? W Narni? Nie, w szafie... A to głupek!
Nie wiedziałaś, ile czasu przesiedziałaś w tej szafie, ale na
pewno sporo. Słyszałaś głośną muzykę, oklaski i piski fanek. I wtedy
zdałaś sobie sprawę, że zostawiłaś tam przyjaciółkę. Samą. Pewnie się martwiła
i zastanawiała się, gdzie cię wcięło! Sięgnęłaś po telefon i wystukałaś kilka
słów, by cieszyła się występami i że zobaczycie się później, nie zdradzając jej
jednak szczegółów. Dotknęłaś bolącego czoła, ale szybko tego zaprzestałaś, bo
bolało niemiłosiernie. Jak Joe mógł tak po prostu wcisnąć cię do szafy i pobiec
na nagrania i zostawić cię tak po prostu z bólem, który wręcz
rozsadzał ci czaszkę? A co jak dostaniesz jakiegoś wstrząsu mózgu czy coś?! Przez
szparę w drzwiach widziałaś światło i teraz mogłaś śmiało stwierdzić, że
to poczekalnia i zarówno garderoba Teen Top. Przez chwilę rozważałaś, żeby opuścić
kryjówkę i poszukać czegoś, co uśmierzy twój ból, ale w każdej chwili
ktoś mógł wejść do środka i co wtedy? Pomyślą, że jesteś jakąś psychofanką i
coś kombinujesz. Lepiej siedź i się nie ruszaj. Czekając,
zatonęłaś we wspomnieniach.
***
Wracaliście ze szkoły, trzymając się za ręce. Żółty
autobus Was wyminął i pojechał dalej, ale Wam się nie śpieszyło. Nie mieliście
daleko do domu, ba mieszkaliście prawie obok siebie. Było strasznie upalne
popołudnie, byliście zmęczeni po długich zajęciach, ale mimo to mieliście
wesołe uśmiechy na twarzach. Ktoś powiedziałby, że chyba postradaliście zmysły,
by po tylu testach można było się uśmiechać, ale nie wy. A dlaczego? Bo
mieliście siebie.
- To nie fair...
- Co jest nie fair? - zapytał
Joe rozbawiony, patrząc na ciebie figlarnie. Wolną dłonią poprawił sobie torbę,
która miał na ramieniu.
- Dostałam *F, rozumiesz? F! -
chociaż starałaś się tym nie przejmować, bo pogoda była na to zbyt piękna,
teraz wybuchłaś.
- Ja dostałem *A...
- No właśnie! A przecież uczyliśmy
się razem, pamiętasz? - przypomniałaś mu. Więc jak to możliwe, że on zdał test
niemal wzorowo, a ty oblałaś?
- Poprawisz to, pomogę ci -
natychmiast się zaoferował. Posłał ci jeden ze swoich uroczych uśmiechów.
- Kujon jesteś - burknęłaś. - Dostajesz
same wzorowe oceny. Jak ty to robisz? - musiałaś poznać jego
sekret.
- Tajemnica...
- Ej no, powiedz mi! - złożyłaś
dłonie jak do modlitwy. - Muszę to zdać, bo inaczej rodzice mnie uziemią aż do
trzydziestki, jeśli najpierw nie zabiją
albo zakopią żywcem...
Chłopak parsknął śmiechem. Zmierzyłaś go morderczym wzrokiem. Co w tym
śmiesznego? Twoja przyszłość naprawdę zapowiadała się czarno, jeśli bardziej
się nie przyłożysz do nauki. Poza tym...to nie tak, że uciekałaś od szkoły. Po
prostu przyswajanie wiedzy szło ci nieco opornie
i potrzebowałaś kogoś, by ci pomógł, wyjaśnił...Joe
był twoim korepetytorem, ale efektów jakoś nie było widać.
- Chyba muszę zmienić
korepetytora... - wymamrotałaś. - Ten latynos, Miguel jest
całkiem dobry w angielskim, matematyce - zaczęłaś wyliczać na
palcach całkiem poważnie. - ...historii, chemii...
- Przestań! - Joe
zirytował się troszeczkę. - To JA jestem twoim chłopakiem, więc to JA
będę cię uczyć, a nie jakiś Miguel... - ktoś tu chyba był zazdrosny!
- Jakoś efektów nie
widać - pokazałaś mu język. Uwielbiałaś się z nim
droczyć. Zdenerwowany Joe był uroczy.
- Oj uwierz mi,
że szybko zmienisz zdanie - był teraz
zdeterminowany, bylebyś tylko nawet przypadkowo nie zagadała do kolegi z waszej
klasy. - Jutro. U ciebie - zaznaczył stanowczo.
- A czemu u mnie? - zamrugałaś
zdziwiona. Zawsze siedzieliście w jego domu, w jego pokoju, bo raz, że
mieliście tam bliżej ze szkoły, a dwa, że mieliście pretekst, by dłużej ze sobą
pobyć, bo Joe odprowadzał cię do domu.
- Bo...
- Bo? - dopytywałaś zaciekawiona.
Joe patrzył teraz na ciebie jak zahipnotyzowany. Nachylił się nad Tobą.
- Bo u mnie zawsze jesteśmy sami i
nie mogę się oprzeć, by cię nie pocałować - wymruczał
ci do ucha. Zarumieniłaś się odrobię, przez co zachichotał. -
A u ciebie zawsze musimy mieć otwarte drzwi, a w dodatku twoja mama przechodzi
obok nich pod byle pretekstem, podglądając nas.
- No i co z tego? - nie rozumiałaś
do czego zmierzał.
- Będę mógł, a nawet będę musiał
skupić się na UCZENIU cię, a nie PATRZENIU na ciebie, inaczej twoja mama mnie
zabije - skwitował teraz już
kompletnie rozbawiony swoją spostrzegawczością. Nie mogłaś się
nie roześmiać.
***
Wyrwałaś się z
tego cudownego wspomnienia. Przez chwilę znów poczułaś się tak lekko, tak
szczęśliwa, tak zakochana...i taka zła na samą siebie, że to wszystko
zniszczyłaś. Westchnęłaś ciężko, zastanawiając się,
czy chłopak po kilku latach chociaż po części zapomniał o bólu, który mu
zafundowałaś...Nie chciałaś tego, ale los chciał inaczej. Tak samo jak fakt, że
teraz postawił Was w tej sytuacji. Przecież w życiu nic nie dzieje
się bez przyczyny, prawda?
Pozostawiona sama w sobie, z wyrzutami sumienia, gryzłaś się i niemal rwałaś
sobie włosy z głowy, czując się jak najgorszy człowiek na ziemi, bez serca.
Dlaczego zachciało ci się chodzić po korytarzach? Dlaczego nie mogłaś ustać w
miejscu?
Trzask. Głośne śmiechy i kroki. Zamarłaś, nie wiedząc, co robić. Zostać, tak
jak ci kazał Joe, czy może opuścić tę kryjówkę? Chyba o tobie nie
zapomniał? Nie, nie mógłby! Właśnie rozważałaś wszystkie
za i przeciw, gdy nagle drzwi szafy, otworzyły się niespodziewanie. Ktoś
krzyknął, więc zrobiłaś to samo. No i musiałaś przyznać, że trochę się
przestraszyłaś...
- Hyung!
W szafie jest jakaś dziewczyna!
- Maknae,
co ty za głupoty gadasz?
- Mówię serio!
Kolejny trzask drzwi i szybkie, pośpieszne kroki. I dobrze wiedziałaś czyje.
Znałaś swojego byłego chłopaka tak bardzo, że nawet znałaś dźwięk stawianych
przez niego kroków. Śmieszne? Może trochę. Wygramoliłaś się w końcu z szafy,
mrużąc oczy, które przecież przez dłuższy czas były przyzwyczajone do
ciemności. I wtedy Wasze spojrzenia się spotkały. Joe stał trochę w tyle, za
swoimi przyjaciółmi z zespołu, patrząc na ciebie, jakby z ulgą? Bał się, że
uciekniesz? Nie zrobiłabyś tego, nawet gdybyś chciała, bo twoje nogi w akcie
desperacji, przyrosły do podłogi.
- Annyonghaseyo! - przywitałaś się nieco
zakłopotana, kłaniając się lekko. Po raz pierwszy spotkałaś się twarzą w twarz
z całym zespołem, ale nie to było teraz ważne.
Chłopcy grzecznie cię przywitali,
wciąż zdezorientowani. No i wpatrywali się w ten jeden, jedyny punkt na twoim
czole. Oh, prawie zapomniałaś o spuchniętym czole.
- Co ci się stało? - zapytał
przerażony Niel. Spojrzałaś na Joe, niepewna, co odpowiedzieć. Ten już otwierał
usta, ale...
- Wiem, kim jesteś! - zaczął najmłodszy, Changjo. Zmarszczyłaś brwi,
nie rozumiejąc. - Jesteś byłą
dziew...mpfmf! - urwał, bo
Joe nie dał mu dokończyć - zasłonił mu usta własną dłonią.
- Nie krzycz! Pół budynku cię
usłyszy! - warknął,
wyraźnie zły.
- To ja może lepiej pójdę... -
wymamrotałaś cicho, widząc, jakie zamieszanie się zrobiło.
- _____, zostań - twoje serce podskoczyło, gdy twoja
była miłość, zatrzymała cię w miejscu, chwytając za ramię.
I co teraz?
***
Siedziałaś w jednym z hotelowych pokoi, kompletnie zagubiona. W co ty się w ogóle wpakowałaś?! Myślałaś, że po tym incydencie z drzwiami, każde z Was, i ty i Joe, rozejdziecie się w dwie strony i koniec, a tu proszę... Nawet nie wiesz, kiedy Joe wcisnął menadżerowi tanią bajeczkę, że jesteś jego kuzynką z Ameryki, która przyleciała się z nim zobaczyć. I tak oto, udając **coordi noonę, znalazłaś się w tym cholernym hotelu, gdzie tuż za ścianą obok ciebie, dzielił pokój Joe razem z kolegą...Z C.A.P'em, tak? Ten ich menadżer musiał być okropnie naiwny i głupi, że w to wszystko uwierzył...
Czułaś, że źle postępujesz, będąc tak blisko niego. Owszem, wcześniej sama tego
chciałaś, ale teraz bałaś się, bo nie rozumiałaś całej tej sytuacji.
Po co zaciągnął cię aż tutaj? Przecież cię nienawidził, prawda? Poza tym, jak
miałaś tutaj przenocować? Nawet nie miałaś nic ze sobą! Nic oprócz komórki,
portfela i...szminki. Nie mogłaś też ani na krok wyjść z pokoju, bo obiecałaś
to menadżerowi. Nie mogła się zrobić afera, a jak wiadomo,
nawet maleńki, tyci szczególik mógłby to rozpętać. Oczami wyobraźni
już to widziałaś:
"Nieznajoma dziewczyna razem w hotelu z Teen Top! Czy to dziewczyna któregoś z członków zespołu?!"
- Chcę wrócić do domu... - westchnęłaś ciężko, patrząc w lustro. Twoje czoło wyglądało już lepiej, ale pewnie gdyby nie okłady, byłoby znacznie gorzej.
Rozległo się ciche pukanie. Zdziwiło cię to niezmiernie, w końcu była
już dosyć późna godzina. Niechętnie zeszłaś z łóżka, kończąc swoje
beznadziejne przemyślenia, otwierając drzwi. Zamrugałaś zaskoczona.
- Co ty tu...
Zanim zdążyłabyś dokończyć
swoje pytanie, Joe był już w środku. Posłałaś mu zirytowane spojrzenie. Co
on sobie wyobrażał, nachodzić cię o tej godzinie? Mało już ci namieszał w
dzisiejszym dniu?
- Czego chcesz? - rzuciłaś.
Wiedziałaś, że takim zachowaniem
mogłaś go urazić, ale byłaś zbyt zmęczona, by o tym myśleć. Byłaś głodna,
spocona i zmęczona. W dodatku znajdowałaś się w jakimś durnym, drogim hotelu i
nie miałaś przy sobie praktycznie żadnych rzeczy osobistych. To naturalne, że
byłaś wkurzona.
L.Joe spojrzał na ciebie z wyrzutem, po czym zacisnął usta w wąską
linię. Najwyraźniej powstrzymywał się, by nie powiedzieć czegoś
głupiego. Wyciągnął rękę w twoją stronę. Trzymał w niej jakieś zawiniątko.
- Co to? - zapytałaś, krzyżując
ramiona. Może i zachowywałaś się teraz jak urażona księżniczka, ale trudno. Nie
chciałaś tu być.
- Piżama? - Joe uśmiechnął się zmieszany. - Weź to. Wiem, że nie masz w czym
spać, więc... - odchrząknął,
wciąż trzymając jakąś długą bluzę.
- Komawo - wzięłaś swoją nową piżamę od niego,
uśmiechając się blado. To było naprawdę miłe z jego strony.
Nastąpiła niezręczna cisza, podczas której to patrzyliście się na siebie, to zerkaliście na ściany. Serce biło ci niespokojnie. Nie wiedziałaś, co powinnaś powiedzieć, choć rozum podpowiadał ci, żeby wyjaśnić pewne sprawy, które w pewnym sensie były niewyjaśnione. To była ta szansa, ale chyba ją zmarnujesz...
Nastąpiła niezręczna cisza, podczas której to patrzyliście się na siebie, to zerkaliście na ściany. Serce biło ci niespokojnie. Nie wiedziałaś, co powinnaś powiedzieć, choć rozum podpowiadał ci, żeby wyjaśnić pewne sprawy, które w pewnym sensie były niewyjaśnione. To była ta szansa, ale chyba ją zmarnujesz...
- Pójdę się przebrać... - mruknęłaś
w końcu, odwracając się.
- _____, porozmawiajmy - te słowa sprawiły, że momentalnie się
zatrzymałaś.
- Mamy o czym? - wyrzuty sumienia
wróciły i tak bardzo raniły twoje serce jak małe, ostre nożyki.
- ______, jebal - w jego głosie usłyszałaś determinację, więc
spojrzałaś na niego. -
Potrzebuję tego, nawet nie wiesz jak bardzo... - jego twarz była wykrzywiona w
bólu, przez co poczułaś się, jakby czas nagle cofnął się do tyłu.
***
- Co?!
- Słyszałaś _____ - twój ojciec
westchnął ciężko. - Pakujemy się i wracamy
do naszego ojczystego kraju - do Korei.
- Ale dlaczego? Nie chcę wyjeżdżać!
- tupnęłaś nogą, chcąc wyrazić swój sprzeciw. - Ja zostaję!
- Jedziemy wszyscy _____,
zrozumiałaś?
- Mamo! - próbowałaś jakoś się ratować.
- Przykro mi kochanie - kobieta
pokręciła głową bezradnie. - Oferta, którą dostał ojciec jest bardzo korzystna
dla nas wszystkich - wyjaśniła spokojnie, choć było widać, że jej również nie
jest na rękę ten wyjazd. - Firma podupada i niedługo ojciec zostanie bez pracy,
a my już ledwo wiążemy koniec z końcem...
Nie mogłaś już dłużej tego słuchać. Rozgoryczona i wściekła, popędziłaś do
swojego pokoju. Rzuciłaś się na łóżko i po prostu zaczęłaś płakać. Nie chciałaś
stąd wyjeżdżać! Miałaś tutaj szkołę, koleżanki...i Joe. Na samą myśl o nim,
momentalnie przestałaś szlochać. Jak mu o tym powiesz? Nie chciałaś się z nim
rozstawać, dlaczego los był dla ciebie taki okrutny?
Do wyjazdu pozostało kilka dni. Nie wiedziałaś, co robić. Nie wiedziałaś, jak o
tym powiedzieć swojemu chłopakowi. Nawet nie chciałaś sobie tego wyobrażać.
Codziennie obiecałaś sobie, że zrobisz to następnego dnia, ale im bliżej było
do wyjazdu, coraz trudniej było ci o tym powiedzieć. Każdego
wieczora ćwiczyłaś przed lustrem formułkę pożegnalną, a w
rzeczywistości, gdy siadałaś obok niego w autobusie, nie puściłaś pary z ust.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie Joe...
Dzień przed wyjazdem, Joe wciąż nie wiedział, że już następnego dnia, gdy jadąc
do szkoły, autobus podjedzie pod twój dom, nikt z niego nie wyjdzie, a
miejsce przy oknie, które codziennie dla ciebie zajmował, pozostanie puste już
na zawsze. Na samą myśl, gdy o tym myślałaś, chciało ci się
płakać. Joe jakby to wyczuł.
- Hej... - zagadnął, dotykając
twojej twarzy. - Coś się stało? - zatrzymał się nagle, puszczając twoją dłoń.
Byliście prawie pod twoim domem - znów cię odprowadzał.
- Nie - skłamałaś gładko,
uśmiechając się wesoło. - Jestem po prostu zmęczona, to wszystko - chłopak
łatwo połknął tę wymówkę, bo kto nie byłby zmęczony po ośmiu godzinach zajęć?
- Ja też - westchnął lekko, po czym
znów objął twoją dłoń i ruszyliście powoli. - Ale to nic - wzruszył ramionami.
- W szkole jest ciężko, ale jeśli po nich, mogę trochę pobyć z Tobą, nic mi już
nie jest do szczęścia potrzebne - wyszczerzył się. I jak go tu nie kochać?
Przez chwilę szliście w ciszy. Każde z Was pogrążyło się we własnych
myślach. Joe był taki szczęśliwy, uśmiechnięty. Nie chciałaś tego burzyć.
Ale...
- Muszę ci coś powiedzieć... -
mruknęłaś cicho, znów się zatrzymując.
- Ja też! - naprawdę oboje
powiedzieliście to w tym samym momencie?
- Ty pierwszy - odparłaś szybko.
- Nie, ty pierwsza!
- Ty!
- Nalegam!
- roześmiał się.
- Po prostu to powiedz!
- trzepnęłaś go żartobliwie w ramię, by zaczął wreszcie gadać.
- Dobrze, dobrze! - uśmiechnął się
szeroko. - No więc... - odchrząknął. - Przygotowałem coś na jutro...ale
jeszcze muszę to dokończyć - zmarszczyłaś brwi. O czym on mówił?
- Na jutro? - zapytałaś głupio. W
myślach gorączkowo zaczęłaś myśleć, co też jutro jest za dzień, a gdy
wreszcie zdałaś sobie z tego sprawę, co to za DZIEŃ aż ci się słabo zrobiło. -
Och...
- Chyba nie zapomniałaś, prawda? -
zapytał podejrzliwie, mrużąc oczy, gotów się obrazić.
- Zwykle to dziewczyny pamiętają o takich dniach, a Wy myślicie, że my nie mamy
do tego pamięci...
- Oczywiście, że wiem, co to za
dzień - znów skłamałaś, czerwieniąc się lekko. Joe parsknął śmiechem, widząc
twoją reakcję. - Chciałaś coś mi powiedzieć, prawda?
- Och...już...nieważne - zbyłaś go, a on sam nie dopytywał.
Po raz kolejny chwycił cię za dłoń, odprowadzając cię pod drzwi.
- Och...już...nieważne - zbyłaś go, a on sam nie dopytywał.
Po raz kolejny chwycił cię za dłoń, odprowadzając cię pod drzwi.
W
nocy nie mogłaś spać. Spoglądałaś na swój pokój, którego
większości rzeczy, stały już w pudłach pod ścianą. Czułaś się jak
ostatni tchórz, że nie wyjawiłaś swojemu chłopakowi tego, że
nazajutrz, wcześnie rano masz samolot i opuszczasz ten kraj, dlatego
też, zostawiłaś mu wiadomość. Wmawiałaś sobie, że tak będzie lepiej, bo
nie zniesiesz pożegnania. Wiedziałaś, że Joe będzie załamany, ty będziesz
płakać i za nic nie będziecie mogli się rozstać. Tak będzie łatwiej i dla niego
i dla ciebie. Nie chciałaś go krzywdzić, choć wiedziałaś też, że nie mówiąc mu
o tym prosto w twarz, skrzywdzisz go bardziej, zrywając z nim przez kawałek
kartki papieru... Joe zawsze rano, spoglądał do plecaka, czy aby na pewno
wszystko wziął, a wtedy...wtedy dowie się wszystkiego.
Ranek był chyba najbardziej potwornym rankiem w całym twoim życiu. Na samą
myśl, że już za godzinę opuścisz to miejsce, robiło ci się niedobrze.
Zastanawiałaś się, czy Joe może wstał wcześniej i już przeczytał twoją wiadomość
i cię nienawidzi czy może wciąż smacznie śpi. Miałaś nadzieję na to
drugie, bo wtedy już go nie zobaczysz. Ale gdy usłyszałaś niecierpliwy dzwonek
do drzwi i uporczywe stukanie...
- To do mnie, otworzę! - krzyknęłaś
na cały dom, by nikt oprócz ciebie nie kwapił się do zejścia
na dół. Jeszcze tylko tego brakowało, by rodzice się do tego mieszali...
Drżącymi rękoma, przekręciłaś zamek
i nacisnęłaś klamkę. Takiego widoku się nie spodziewałaś. Prędzej
oczekiwałaś tego, iż Joe będzie na ciebie wściekły do granic możliwości, ale
nie tego, że będzie...płakał. Widząc go w takim stanie, zdałaś sobie sprawę, do
czego twoje tchórzostwo doprowadziło... Niewiele myśląc, trzasnęłaś
drzwiami i pociągnęłaś go w kierunku ogrodu.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?! -
zawołał, gdy już dotarliście na miejsce. Spuściłaś głowę, starając się nie
płakać, ale nie mogłaś. I tak czułaś się już źle, a teraz było jeszcze gorzej.
- Przepraszam...
- Przepraszam? - zapytał zirytowany,
po czym cisnął dopiero co przeczytaną kartką o ziemię. - Tylko tyle mi powiesz?
Przepraszam?
- Nie wiedziałam, jak ci o tym
powiedzieć... - zaczęłaś łamiącym się głosem.
- Więc uznałaś, że najlepiej będzie,
jak nic nie będę wiedział? Że wyjedziesz bez pożegnania, tak po prostu? -
wyrzucał z siebie te słowa wyraźnie rozżalony. Nie był wściekły, ale
rozgoryczony, że zataiłaś przed nim coś tak ważnego. - Wszyscy o tym wiedzieli!
Wszyscy! A ja głupi dowiedziałem się dzisiaj rano!
- Naprawdę chciałam...
- Powiedz mi _____. Źle
cię traktowałem? - zapytał cicho. Już nie płakał, ale jego policzki
błyszczały od łez, a oczy były puste, choć zawsze pełne energii i błyszczące.
- Nie! - zaprzeczyłaś natychmiast. -
Po prostu nie lubię pożegnań! - teraz to ty płakałaś. Joe oddychał
szybko, patrząc na ciebie, wyraźnie zraniony.
- Więc wygodniej ci było zerwać ze
mną pisemnie, zamiast mi o tym powiedzieć prosto w twarz? - jego ton był teraz
oschły i zimny. Zaskoczyło cię to tak bardzo, że zamarłaś i zerknęłaś
na niego, zszokowana. Jeszcze nigdy nie słyszałaś takiego tonu w
jego głosie. Nigdy. Nie odpowiedziałaś, bo kompletnie nie wiedziałaś,
co mu odpowiedzieć.
- Nie musiałaś tego robić, nie
musiałaś ze mną zrywać...
- To koniec, Joe, nie rozumiesz
tego? - zapytałaś ze złością, bo byłaś już zła na samą siebie. - Wyjeżdżam i
już nigdy nie wrócę...
- I co z tego! To tylko inny kraj,
zawsze możemy się ze sobą jakoś skontaktować... - próbował Was
uratować.
- To jakby drugi koniec świata,
Joe... - pokręciłaś głową. To nie był durny film, gdzie dwójka
kochanków musi się rozdzielić, ale mimo wszystko chcą być razem i utrzymują ze
sobą kontakt telefoniczny i internetowy. To był prawdziwy świat...
- Dlaczego to robisz? - jęknął
błagalnie. - Dlaczego za wszelką cenę chcesz wszystko zniszczyć?
- Bo tak będzie lepiej - upierałaś
się przy swoim. - I dla ciebie i dla mnie. Nie chcę byś cierpiał...
- Już cierpię, nie widzisz tego! - w
oczach Joe znów zaczęły się pojawiać łzy. Łzy bezsilności, bo
wiedział, że cokolwiek powie i zrobi, ty i tak postawisz na swoim. Nic nie mógł
zrobić i to go najbardziej bolało.
- Proszę - prosiłaś, bo nie mogłaś
tak po prostu patrzeć na jego łzy. - Proszę, nie utrudniaj tego Joe...
Chłopak westchnął ciężko, po czym przykucnął i przyłożył obie dłonie do twarzy.
Wiedziałaś, że w ten sposób próbował uporać się z tą beznadziejną
sytuacją. Trwało to kilka sekund. Gdy wstał, spojrzał na ciebie ze złością.
- Joe? - przełknęłaś ślinę.
- Myślałem, że naprawdę coś dla
siebie znaczyliśmy...
- Bo tak było, Joe! - był najlepszym,
pierwszym chłopakiem, jakiegokolwiek mogłaś sobie wymarzyć.
- Było czy nie... - burknął
obojętnie. Widać było, że to co mówił, sprawiało mu ból. Joe z natury był
dobrym człowiekiem, nigdy jakoś specjalnie z nikim nie zadzierał i raczej
unikał kłótni, więc teraz, w tym momencie, wydał ci się kompletnie obcy. -
Zróbmy jak chcesz, zerwijmy - ostatnie słowo było jakby uderzeniem w twarz. Ale
to twoja wina, bo go do tego zmusiłaś...
- Joe, przepraszam...nie chciałam,
żeby tak wyszło, chciałam ci powiedzieć...
- Trzeba było tak zrobić! - odparł
lodowato, a jego oczy ciskały błyskawice. - Gdybyś tylko mi powiedziała,
zrozumiałbym to, bo nie mógłbym sprzeciwiać się twoim rodzicom, ale... - urwał,
starając się być twardy, choć czułaś, że w środku cierpi. - Ale
jakoś dalibyśmy radę, wykorzystalibyśmy jakoś te ostatnie dni,
spędzałbym z Tobą całe dnie, tylko ty i ja, rozumiesz?
- Przepraszam - nie potrafiłaś
już zliczyć, ile razy użyłaś już tego słowa, a wiedziałaś, że obojętnie
ile razy byś je wypowiedziała, nic by nie pomogły. Były już teraz bez
znaczenia. - Nie chciałam tego niszczyć.
- Ale właśnie to zrobiłaś
- uświadomił cię szczerze. - Zniszczyłaś mnie i Nas. I to w dodatku w
naszą rocznicę.
Wlepiłaś w niego wzrok, kompletnie zaskoczona. Czy ty aby na pewno
dobrze usłyszałaś? Zdezorientowany wzrok Joe, upewnił cię
jednak, że na szczęście lub też nie, nie miałaś żadnych problemów ze słuchem.
- Zapomniałaś, huh? - odparł
ironicznie. - Oczywiście.
- Nie Joe, ja...
- Skończ już ______
- poprosił cicho. - Myślałem, że naprawdę mnie... - urwał nagle, po
czym dodał: - ...lubisz - zauważyłaś, że nie użył słowa "kochasz"...
To był jak kolejny cios w twarz.
- Zaraz mam samolot... - mówiąc to,
wlepiłaś wzrok w brukowaną alejkę.
- Dobrze - Joe, westchnął zmęczony.
- Nie będę cię już zatrzymywał, leć i nie spotkajmy się już nigdy więcej...
- Joe...
- Pisałem ją do trzeciej rano -
wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów jakąś złożoną kartkę.
- Co to? - zapytałaś cicho.
- Napisałem ją specjalnie dla ciebie
z okazji naszej rocznicy, weź to - wcisnął ci świstek do ręki. - Żegnaj _____ -
nie patrząc już na ciebie, opuścił ogród najszybciej jak mógł,
byle byś znów nie widziała jego łez.
A ty? Rozłożyłaś kartkę, szybko
spoglądając na jej zawartość. Twoje oczy się rozszerzyły, a
serce ścisnęło. Upadłaś na ziemię, przyciskając do piersi tekst piosenki.
Piosenka, którą Joe napisał dla ciebie o tym jak bardzo cię kocha.
***
- Nie wiem czy to dobry pomysł Joe - zagryzłaś wargę, niepewnie. Zauważyłaś, że drgnął, na dźwięk swojego przezwiska. - Nie rozdrapujmy starych ran, proszę cię...
- To ty je rozdrapujesz, pojawiając się za kulisami... - odparł cicho, patrząc na ciebie smutno.
Mierzyliście się wzrokiem, rozpamiętując Wasze ostatnie spotkanie w Ameryce. Zabawne. Byliście wtedy tacy młodzi, pełni życia, mieliście własne marzenia. A teraz? Byliście dorosłymi ludźmi ze złamanym sercem.
Wasz kontakt wzrokowy został przerwany, gdy okropnie głośno zaburczało ci w brzuchu. Joe, chcąc nie chcąc, stłumił śmiech. Spojrzałaś na niego zażenowana.
- Zrobimy tak - zarządził. - Pójdziesz się umyć, a ja w tym czasie wykombinuję coś do jedzenia i potem porozmawiamy, arasso? - byłaś przyparta do muru jakby nie patrzeć.
Pokiwałaś głową, wlepiając wzrok w ścianę. Joe, uśmiechnął się nienaturalnie, po czym opuścił twój pokój. Szczerze? Czarno to wszystko widziałaś. Rozmowa nie zapowiadała się na wesołą, ale mimo swojego pesymizmu, gdzieś tam w środku fruwało stado motyli, które były wręcz różowe, dudniące optymizmem.
Gorący prysznic był dla ciebie niczym Ziemia Obiecana. Czułaś, jakby wszystkie negatywne myśli i zmartwienia dotyczące tej rozmowy, uciekły wraz ze spływającą wodą. Ubrałaś oferowaną przez Joe bluzę. Była szeroka i długa, prawie, że do kolan. I pachniała nim... Zrobił to specjalnie czy jak?
Nie wiedziałaś jak długo siedziałaś w łazience, ale wiedziałaś jedno. Że Joe siedział na twoim łóżku w wyblakłym t-shircie, który prawdopodobnie służył mu za górę od piżamy i w dresowych spodniach. Obok niego, na jakiejś tacy, było jedzenie. Oparłaś się o łazienkowe drzwi, przyglądając się jego osobie. Trochę się obawiałaś tej rozmowy. W końcu minęło kilka lat, kto wie, czy teraz nie byliście kompletnie innymi ludźmi? Przecież ludzie się zmieniają...
- Och, już wyszłaś? - Joe nagle się odwrócił. Czyżby poczuł jak swoim wzrokiem świdrujesz jego plecy?
- Ne - przytaknęłaś tylko, kierując się w jego stronę.
Zauważyłaś, że chłopak nie miał już na sobie ani grama makijażu. Jego włosy były lekko potargane i wilgotne, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Przełknęłaś ślinę.
Teraz to Joe cię obserwował, choć udawałaś, że tego nie widzisz. Czułaś jego wzrok zarówno na odkrytych nogach, mokrych włosach... Zrobiło ci się odrobinę gorąco. Usiadałaś na skraju łóżka, odchrząkując cicho. W innej sytuacji byłby to idealny scenariusz do filmu romantycznego, ale nie...czekała Was poważna rozmowa.
- Wiesz... - zaczął Joe. - Dużo rozmyślałem od tamtego czasu - spojrzał ci w oczy, przez co spuściłaś wzrok na jedzenie leżące na tacy. Dziwne...odechciało ci się jeść. - I wiem, że pewnie tak myślisz, ale chcę, żebyś wiedziała, że nie nienawidzę cię.
Zaskoczona, uniosłaś wzrok. Joe był poważny, ale wiedziałaś, że nie kłamał. Nie mógłby. Zawsze był z Tobą szczery, oczywiście jeśli chodziło o błahostki, często cię zwodził dla zabawy, ale taka rozmowa na pewno błahostką nie była...
- Dlaczego? - wychrypiałaś cicho. - Zraniłam cię, zostawiłam cię...
- Wiem - westchnął ciężko.
Przez chwilę panowała kompletna cisza. Nie rozumiałaś sensu tej rozmowy. Skoro Joe cię nie nienawidził, to o czym tu więcej dyskutować? To co było, minęło, to fakt, ale skrzywdziłaś go bardzo mocno, przez co do dzisiaj masz okropne wyrzuty sumienia. I chyba nigdy się ich nie pozbędziesz.
- Jedz _____ - jego łagodny głos, przywrócił cię do rzeczywistości. - Nie przyniosłem tego nadaremno.
- Skąd je wziąłeś? - zapytałaś krótko. Nie miałaś ochoty jeść od tak, ale twój brzuch domagał się porcji jedzenia, więc mimo wszystko sięgnęłaś po zimnego już tosta. Poza tym, była już późna godzina, gdzieś przed 23, więc jak zdobył jedzenie? Włamał się do kuchni czy co?
- Nieważne, po prostu jedz - ponaglił cię, zerkając w bok. - Wiem, że nic nie jadłaś od wielu godzin...
- Komawo - zmusiłaś się do leciutkiego uśmiechu, ale Joe nie mógł go zobaczyć, bo nie patrzył na ciebie. Wbił wzrok w ścianę, rozmyślając jak pociągnąć tę rozmowę tak, by nie rozdrapywać starych ran, choć wiedział, że jest już na to za późno. Gdy tylko cię zobaczył, natychmiast wszystkie smutne wspomnienia wróciły...
- Nie rób tego _____, jebal... - nagle odwrócił głowę, spoglądając na ciebie. W jego tęczówkach zobaczyłaś coś na kształt tęsknoty.
- A-ale co? - wyjąkałaś zdziwiona, przerywając jedzenie. Co takiego zrobiłaś?
- Nie uśmiechają się w ten sposób... - poprosił cicho, a jego twarz wykrzywiła się w lekkim bólu. A jednak widział. Coś zakuło cię w sercu. Myślałaś, że po takim czasie zapomni o tym, co mu zrobiłaś, albo chociaż postara się o tym zapomnieć. Najwyraźniej się pomyliłaś - wciąż to rozpamiętywał.
- Mianhe...
- Nie przepraszaj! - zawołał cicho. - Przepraszałaś mnie już z tysiąc razy!
- Wiem - przyznałaś prosto. - Wiem, że cię skrzywdziłam, nie mówiąc ci o wyjeździe - ciągnęłaś. - Ale byłam tchórzem. Byłam dzieciakiem, który nie znał jeszcze życia i możliwych konsekwencji dla tego, co narobiłam... - to nie tak, że się teraz przed nim tłumaczyłaś. Od tamtej pory, dorosłaś. Gdybyś teraz z nim była, z całą pewnością wyjawiłabyś mu prawdę, zamiast trzymać to w sobie. Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia.
Joe milczał. Naprawdę chciałaś, by się odezwał. By zrobił cokolwiek. Krzyknął ze złości albo powiedział kilka gorzkich słów, jak kiedyś. To zdecydowanie byłoby lepsze od tej okropnej ciszy. Słyszałaś tykanie zegara, które nagle ci uświadomiło, że czas nieubłaganie płynie, a Wy wciąż nie wyjaśniliście sobie wszystkiego.
- Nie pamiętałaś o naszej rocznicy, prawda? - zagadnął po chwili, bawiąc się swoimi palcami.
- Ani - odparłaś szczerze. - Byłam tak przejęta wyjazdem, że kompletnie o tym zapomniałam, przepraszam...
- _____ - ostrzegł cię cicho. Ano, tak. Miałaś już nie przepraszać. Ale tak się nie dało! Powinnaś go przepraszać do końca życia za coś takiego! Może i cię nie nienawidził, ale pewnie i tak żywił do ciebie urazę. Czegoś takiego nie da się od tak wymazać z pamięci...
- Przeczytałaś chociaż tekst piosenki, którą ci zostawiłem? - zapytał nieśmiało, zerkając na ciebie z nadzieją. Pokiwałaś głową, uśmiechając się blado.
- Była piękna, dziękuję...
Wtedy stało się coś, co sprawiło, że szybko zabiło ci serce. Joe się uśmiechnął. Po raz pierwszy od ostatniego spotkania w Ameryce, po raz pierwszy dzisiejszego dnia, Joe się uśmiechnął. I nie był to wcale wymuszony uśmiech, tylko szczery, z uczuciem uroczy uśmiech, który chwycił cię za serce. Przez sekundę poczułaś się, jakbyś znów była w Ameryce. Tęskniłaś za tym tak bardzo mocno...
- Muszę ci coś powiedzieć... - oznajmił, patrząc teraz na ciebie poważnie.
- O co chodzi? - spojrzałaś na niego z obawą.
- Pewnie uznasz, że jestem szalony... - podrapał się po szyi, nieco zdenerwowany. - Ale wciąż cię kocham _____....
Wszystkiego się spodziewałaś, ale nie tego. Stado motyli jakby za wszelką cenę chciały ulecieć z twojego brzucha, jakby nagle znalazły ujście. Serce zaczęło ci bić jak oszalałe, nie mogłaś nad tym zapanować. Przez ten cały czas, nie tylko również za nim tęskniłaś, ale też go kochałaś... Mimo, że sprawiłaś mu taką straszną przykrość, przez te kilka lat, nie potrafiłaś o nim zapomnieć. Poczułaś, że się rumienisz. Chłopak zauważył twoje zmieszanie i chyba troszeczkę źle to zinterpretował...
- Mianhe...nie powinienem tego mówić - zakłopotał się. - To znaczy...wciąż...wciąż... - nie potrafił nagle skleić poprawnego zdania. - Pierwszej miłości nie można tak łatwo zapomnieć, a ty _____...ty nią byłaś.
Poruszyły cię jego słowa. Miałaś wrażenie, że los sobie z ciebie kpi, ale daję szansę na lepsze jutro, byś mogła wszystko zmienić na lepsze. Powinnaś to wykorzystać i zrzucić z siebie ten ciężar, czym były wyrzuty sumienia i spokój?
- _____? - Joe spojrzał na ciebie zmartwiony. Zmartwiony - kiedyś tyle razy się o ciebie martwił, te wszystkie piękne chwile do ciebie wracały z podwójną siłą.
- Przepraszam Joe... - wymamrotałaś bliska płaczu. - Naprawdę zrobiłabym wszystko, żeby cofnąć czas, żebyś nie cierpiał, żebyś znów był mój... - czy to ostatnie naprawę powiedziałaś na głos?
Zmieszałaś się, gdy zdałaś sobie z tego sprawę. Za to Joe wyglądał, jakby cieszył się, że coś takiego usłyszał z twoich ust. Miałaś idiotyczne wrażenie, że tylko czekał na te słowa od dzisiejszego popołudnia. Uśmiechał się lekko, a jego tęczówki, które zapamiętałaś, że były puste, znów się iskrzyły. Tego było dla ciebie zbyt wiele. Poczułaś jak łzy mimowolnie cisną ci się do oczu.
- Odkąd dowiedziałam się, że jesteś w zespole, za wszelką cenę, chciałam cię spotkać - zaczęłaś cicho, łamiącym się głosem. Chłopak przysunął się odrobinę bliżej, patrząc na ciebie zatroskany. - Chciałam zobaczyć cię chociaż z daleka, bo tak bardzo za Tobą tęskniłam, ale bałam się...
- Czego się bałaś? - Joe był coraz bliżej. Chwycił twój podbródek, zmuszając cię, byś spojrzała mu w oczy. - Powiedz to.
- Bałam się, że mnie poznasz, że znów powiesz mi tak bardzo przykre słowa, jak wtedy, w ogrodzie... - załzawionymi oczami zerknęłaś w jego ciemne tęczówki i już wiedziałaś, że to twój koniec. - Że znienawidzisz mnie jeszcze bardziej... - wyrzuciłaś na wydechu, zanim to się stało.
Jasna grzywka połaskotała cię po twarzy, a potem coś miękkiego musnęło twoje usta. Przymknęłaś powieki, dając się ponieść temu pocałunkowi, jakby to miał być twój ostatni pocałunek w życiu. Potem Joe może po prostu wyjść i już nigdy się nie spotkacie. Ale tak bardzo tego potrzebowałaś. Potrzebowałaś jego bliskości. Potrzebowałaś prawdziwego Joe, nie L.Joe. Ale czy to było teraz ważne?
Odwzajemniłaś pocałunek, nieśmiało dotykając jego twarzy. Joe zrobił to samo, z tym, że przyciągnął cię bliżej, praktycznie siedziałaś teraz na jego kolanach. I wtedy poczułaś, że gorące łzy spłynęły ci po policzkach. Wreszcie odnalazłaś spokój. Dzięki niemu.
Po kilku sekundach, chłopak odsunął się leciutko, by zobaczyć twoją reakcję. Uśmiechnął się czule, wytarł opuszkiem palców twoje łzy, po czym przytulił cię, jakby już nigdy nie miał zamiaru cię puścić.
- Nawet nie wiesz ile razy wyobrażałem sobie tę sytuację - odparł łagodnie. - "I wanna love...Don't hurt me girl" - zanucił cichutko, gładząc cię po suchych już włosach, starając się uspokoić Was obojga. Pociągnęłaś nosem, uśmiechając się do siebie przez łzy.
- Zostaniesz tu na noc? - poprosiłaś błagalnie.
Nie musiałaś mu dwa razy powtarzać.
***
Ludzie robią w życiu różne głupie rzeczy. Kłamią, obrażają, zatajają prawdę. Kłamstwo jest często ucieczką od problemów i próbą zamydlenia innym oczu, ale bardzo szybko wychodzi na jaw. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy, że ranimy tym najbliższe nam osoby, choć wmawiamy sobie, że to tylko dla ich dobra. To zwykłe tchórzostwo. Wyrzuty sumienia nie pozwalają nam na spokojne przespanie nocy, dręczą nas za dnia. Próbujemy z tym walczyć. Dopiero, gdy ktoś lub coś uświadomi nam, że to co robimy jest złe, że inni wokół nas cierpią, zdajemy sobie sprawę, że kłamstwo było niepotrzebne. Należy być szczerym, bo oszukując innych, oszukujemy samych siebie.
*A i F - system oceniania uczniów w Ameryce. A to najlepsza, a F, to najgorsza ocena.
** Coordi noona - kobieta, która jakby pełni funkcję menadżera, jest jakby "mamą" zespołu, gdy ci są oddaleni od swoich rodzin, czasem pełni funkcję stylistki itp.
- Komawo - zmusiłaś się do leciutkiego uśmiechu, ale Joe nie mógł go zobaczyć, bo nie patrzył na ciebie. Wbił wzrok w ścianę, rozmyślając jak pociągnąć tę rozmowę tak, by nie rozdrapywać starych ran, choć wiedział, że jest już na to za późno. Gdy tylko cię zobaczył, natychmiast wszystkie smutne wspomnienia wróciły...
- Nie rób tego _____, jebal... - nagle odwrócił głowę, spoglądając na ciebie. W jego tęczówkach zobaczyłaś coś na kształt tęsknoty.
- A-ale co? - wyjąkałaś zdziwiona, przerywając jedzenie. Co takiego zrobiłaś?
- Nie uśmiechają się w ten sposób... - poprosił cicho, a jego twarz wykrzywiła się w lekkim bólu. A jednak widział. Coś zakuło cię w sercu. Myślałaś, że po takim czasie zapomni o tym, co mu zrobiłaś, albo chociaż postara się o tym zapomnieć. Najwyraźniej się pomyliłaś - wciąż to rozpamiętywał.
- Mianhe...
- Nie przepraszaj! - zawołał cicho. - Przepraszałaś mnie już z tysiąc razy!
- Wiem - przyznałaś prosto. - Wiem, że cię skrzywdziłam, nie mówiąc ci o wyjeździe - ciągnęłaś. - Ale byłam tchórzem. Byłam dzieciakiem, który nie znał jeszcze życia i możliwych konsekwencji dla tego, co narobiłam... - to nie tak, że się teraz przed nim tłumaczyłaś. Od tamtej pory, dorosłaś. Gdybyś teraz z nim była, z całą pewnością wyjawiłabyś mu prawdę, zamiast trzymać to w sobie. Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia.
Joe milczał. Naprawdę chciałaś, by się odezwał. By zrobił cokolwiek. Krzyknął ze złości albo powiedział kilka gorzkich słów, jak kiedyś. To zdecydowanie byłoby lepsze od tej okropnej ciszy. Słyszałaś tykanie zegara, które nagle ci uświadomiło, że czas nieubłaganie płynie, a Wy wciąż nie wyjaśniliście sobie wszystkiego.
- Nie pamiętałaś o naszej rocznicy, prawda? - zagadnął po chwili, bawiąc się swoimi palcami.
- Ani - odparłaś szczerze. - Byłam tak przejęta wyjazdem, że kompletnie o tym zapomniałam, przepraszam...
- _____ - ostrzegł cię cicho. Ano, tak. Miałaś już nie przepraszać. Ale tak się nie dało! Powinnaś go przepraszać do końca życia za coś takiego! Może i cię nie nienawidził, ale pewnie i tak żywił do ciebie urazę. Czegoś takiego nie da się od tak wymazać z pamięci...
- Przeczytałaś chociaż tekst piosenki, którą ci zostawiłem? - zapytał nieśmiało, zerkając na ciebie z nadzieją. Pokiwałaś głową, uśmiechając się blado.
- Była piękna, dziękuję...
Wtedy stało się coś, co sprawiło, że szybko zabiło ci serce. Joe się uśmiechnął. Po raz pierwszy od ostatniego spotkania w Ameryce, po raz pierwszy dzisiejszego dnia, Joe się uśmiechnął. I nie był to wcale wymuszony uśmiech, tylko szczery, z uczuciem uroczy uśmiech, który chwycił cię za serce. Przez sekundę poczułaś się, jakbyś znów była w Ameryce. Tęskniłaś za tym tak bardzo mocno...
- Muszę ci coś powiedzieć... - oznajmił, patrząc teraz na ciebie poważnie.
- O co chodzi? - spojrzałaś na niego z obawą.
- Pewnie uznasz, że jestem szalony... - podrapał się po szyi, nieco zdenerwowany. - Ale wciąż cię kocham _____....
Wszystkiego się spodziewałaś, ale nie tego. Stado motyli jakby za wszelką cenę chciały ulecieć z twojego brzucha, jakby nagle znalazły ujście. Serce zaczęło ci bić jak oszalałe, nie mogłaś nad tym zapanować. Przez ten cały czas, nie tylko również za nim tęskniłaś, ale też go kochałaś... Mimo, że sprawiłaś mu taką straszną przykrość, przez te kilka lat, nie potrafiłaś o nim zapomnieć. Poczułaś, że się rumienisz. Chłopak zauważył twoje zmieszanie i chyba troszeczkę źle to zinterpretował...
- Mianhe...nie powinienem tego mówić - zakłopotał się. - To znaczy...wciąż...wciąż... - nie potrafił nagle skleić poprawnego zdania. - Pierwszej miłości nie można tak łatwo zapomnieć, a ty _____...ty nią byłaś.
Poruszyły cię jego słowa. Miałaś wrażenie, że los sobie z ciebie kpi, ale daję szansę na lepsze jutro, byś mogła wszystko zmienić na lepsze. Powinnaś to wykorzystać i zrzucić z siebie ten ciężar, czym były wyrzuty sumienia i spokój?
- _____? - Joe spojrzał na ciebie zmartwiony. Zmartwiony - kiedyś tyle razy się o ciebie martwił, te wszystkie piękne chwile do ciebie wracały z podwójną siłą.
- Przepraszam Joe... - wymamrotałaś bliska płaczu. - Naprawdę zrobiłabym wszystko, żeby cofnąć czas, żebyś nie cierpiał, żebyś znów był mój... - czy to ostatnie naprawę powiedziałaś na głos?
Zmieszałaś się, gdy zdałaś sobie z tego sprawę. Za to Joe wyglądał, jakby cieszył się, że coś takiego usłyszał z twoich ust. Miałaś idiotyczne wrażenie, że tylko czekał na te słowa od dzisiejszego popołudnia. Uśmiechał się lekko, a jego tęczówki, które zapamiętałaś, że były puste, znów się iskrzyły. Tego było dla ciebie zbyt wiele. Poczułaś jak łzy mimowolnie cisną ci się do oczu.
- Odkąd dowiedziałam się, że jesteś w zespole, za wszelką cenę, chciałam cię spotkać - zaczęłaś cicho, łamiącym się głosem. Chłopak przysunął się odrobinę bliżej, patrząc na ciebie zatroskany. - Chciałam zobaczyć cię chociaż z daleka, bo tak bardzo za Tobą tęskniłam, ale bałam się...
- Czego się bałaś? - Joe był coraz bliżej. Chwycił twój podbródek, zmuszając cię, byś spojrzała mu w oczy. - Powiedz to.
- Bałam się, że mnie poznasz, że znów powiesz mi tak bardzo przykre słowa, jak wtedy, w ogrodzie... - załzawionymi oczami zerknęłaś w jego ciemne tęczówki i już wiedziałaś, że to twój koniec. - Że znienawidzisz mnie jeszcze bardziej... - wyrzuciłaś na wydechu, zanim to się stało.
Jasna grzywka połaskotała cię po twarzy, a potem coś miękkiego musnęło twoje usta. Przymknęłaś powieki, dając się ponieść temu pocałunkowi, jakby to miał być twój ostatni pocałunek w życiu. Potem Joe może po prostu wyjść i już nigdy się nie spotkacie. Ale tak bardzo tego potrzebowałaś. Potrzebowałaś jego bliskości. Potrzebowałaś prawdziwego Joe, nie L.Joe. Ale czy to było teraz ważne?
Odwzajemniłaś pocałunek, nieśmiało dotykając jego twarzy. Joe zrobił to samo, z tym, że przyciągnął cię bliżej, praktycznie siedziałaś teraz na jego kolanach. I wtedy poczułaś, że gorące łzy spłynęły ci po policzkach. Wreszcie odnalazłaś spokój. Dzięki niemu.
Po kilku sekundach, chłopak odsunął się leciutko, by zobaczyć twoją reakcję. Uśmiechnął się czule, wytarł opuszkiem palców twoje łzy, po czym przytulił cię, jakby już nigdy nie miał zamiaru cię puścić.
- Nawet nie wiesz ile razy wyobrażałem sobie tę sytuację - odparł łagodnie. - "I wanna love...Don't hurt me girl" - zanucił cichutko, gładząc cię po suchych już włosach, starając się uspokoić Was obojga. Pociągnęłaś nosem, uśmiechając się do siebie przez łzy.
- Zostaniesz tu na noc? - poprosiłaś błagalnie.
Nie musiałaś mu dwa razy powtarzać.
***
Ludzie robią w życiu różne głupie rzeczy. Kłamią, obrażają, zatajają prawdę. Kłamstwo jest często ucieczką od problemów i próbą zamydlenia innym oczu, ale bardzo szybko wychodzi na jaw. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy, że ranimy tym najbliższe nam osoby, choć wmawiamy sobie, że to tylko dla ich dobra. To zwykłe tchórzostwo. Wyrzuty sumienia nie pozwalają nam na spokojne przespanie nocy, dręczą nas za dnia. Próbujemy z tym walczyć. Dopiero, gdy ktoś lub coś uświadomi nam, że to co robimy jest złe, że inni wokół nas cierpią, zdajemy sobie sprawę, że kłamstwo było niepotrzebne. Należy być szczerym, bo oszukując innych, oszukujemy samych siebie.
*A i F - system oceniania uczniów w Ameryce. A to najlepsza, a F, to najgorsza ocena.
** Coordi noona - kobieta, która jakby pełni funkcję menadżera, jest jakby "mamą" zespołu, gdy ci są oddaleni od swoich rodzin, czasem pełni funkcję stylistki itp.
Biyu - scenariusz dla ciebie :)
Pewnie czekałaś całe wieki i może już o tym zapomniałaś, ale ja nie - mam nadzieję, że jeśli przeczytałaś ten scenariusz, nie będziesz zawiedziona, że tak długo czekałaś, przepraszam :*
Miej mnie na sumieniu Krystal - popłakałam się! (Co prawda nie wiem, czy to 100%-owo twoja wina ^^) Śliczne, śliczne i ja chcę więcej! Nie ma co, nie ma co! Z Twoimi scenariuszami świat jest piękniejszy, a wakacje rozpoczynam z naprawdę wielkim uśmiechem na twarzy! + Kocham szczerze Twoje podsumowanie <3 <3 Brawo! ^_^
OdpowiedzUsuńCzułam, że ktoś prędzej czy później to powie xD Przepraszam i dziękuję :*
UsuńOmoooooooo. Mój UB i to jeszcze na dodatek taki cudny scenariusz. Ja też się popłakałam i to nawet bardzo. I jeszcze ta cudna końcówka, co ja mam mówić wszystko cudne noooo. Piękny początek wakacji. I jeśli możesz to nie każ już na siebie tak długo czekać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na następny scenariusz już nie będziecie musieli tak długo czekać :)
UsuńCudeńko! Trafiłaś całkowicie w mój gust <3 Kocham twoje scenariusze i tak mi tego brakowało :)
OdpowiedzUsuńOmo!! ^.^ świetny scenariusz, jest tak... Ooooch xD
OdpowiedzUsuńWeny!!! Bardzo, bardzo duźo weny!!
Krystal chcąc się popłakać nie muszę włączać żadnego wyciskacza łez wystarczy, że zajrzę tutaj do ciebie i już w moich oczach pojawiają się tzw świeczki *-*
OdpowiedzUsuńHistoria w tym scenariuszu jest przepiękna. A ta notka o kłamstwie chwyta za serce i mam ochotę teraz cię przytulić za umilenie mi wieczoru :3
Weny kochana~♥
Tulimy <3
UsuńBOŻE POPŁAKAŁAM SIĘ! ;A;
OdpowiedzUsuńJak zwykle, twoje scenariusze są piękne! :)
Czekałam tak długo, a jak zobaczyłam, że dodałaś to aż pisnęłam z radości! Dziękuję i życzę weny :D A teraz zabieram się za rozdział z EXO ^^
wow, genialne! Uwielbiam, kiedy są poruszane takie zerwania i w ogóle, a potem jednak każdy sobie ładnie wszystko tłumaczy, i jest miodzio. :3 Oby takich więcej! A no i ciesze się, że wróciłaś! :******* I oczywiście nadal czekam z zacięta miną, aby zagłosować na Choi Minho w kolejce, keke. XD
OdpowiedzUsuńChoi Minho, mówisz? Miło by było <3
UsuńTak! Czekałam caaałe wieki :D Ale warto było czekać! Jestem totalnie zakochana w tym opowiadaniu. Spełniłaś moje oczekiwania i jestem poruszona Twoim talentem!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś ^^ - Biyu
Naprawdę? Cieszy mnie to bardzo, dziękuję :*
UsuńCzy można może u cb składać zamówienia? :-D Jeżeli tak, to prosilabym o jakiś szkolny z Taeminem, dlugi (ty zawsze piszesz dlugie:-)) i żeby to był romans:-D Życzę Ci weny i czasu, bo naprawdę świetnie piszesz!!!!!!
OdpowiedzUsuń~Minnie
Niestety, jeszcze nie. Dopiero, gdy kolejka dobiegnie końca, dam znać i wtedy można składać zamówienia :)
UsuńDziękuję, że tak uważasz :*
Ja.. aż nie wiem co powiedzieć... Chyba... Dziękuję . To był najpiękniejszy scenariusz jaki czytałam w życiu !! Cudne, obłędne, idealne, wzruszające!! Do tej pory łzy ciekną mi strumieniami i nie potrafię się ich pozbyć . Kocham to! Kocham cię! Czekam z niecierpliwością na kolejne scenariusze a w szczególności na YongHwa !! <333
OdpowiedzUsuńMiło mi, że cię poruszył i, że ci się podobało :) To znaczy, że ten scenariusz naprawdę mi się udał :D
UsuńDziękuję za ciepłe słowa :*
Świetny blog! Świetne scenariusze! Świetny styl pisania! Czytam wszystko co się da <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
Zakochałam się <3 czekam na następne i zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńhttps://m.facebook.com/kpopowe.sny
Mam słabe nerwy... Popłakałam się...
OdpowiedzUsuńHeh... Czytałam ten scenariusz rok temu.. No może 2 dni po rocznicy a wcale tego nie planowałam xD Po prostu miałam taką myśl ze przeczytałabym jakiś scenariusz ale potem uświadomiłam sobie że przecież wszystkie już czytałam... Przypomniałam sobie o tym, bo to był najpiękniejszy scenariusz jaki w życiu czytałam. Takiego zdania byłam rok temu i takiego jestem teraz. I chociaż doskonale wiedziałam co się zaraz stanie, to i tak płakałam... Tak samo jak rok temu. Płakałam... Płaczę. XD ryczę tak że klawiatury nie widzę!!! Dziękuję <3
OdpowiedzUsuńKobieto... 사랑해요 !! Sorry że sie powtarzam ale naprawdę... Tęsknię! Proszę napisz więcej takich scenariuszy! ;*
OdpowiedzUsuńNie obiecuję, ale postaram się napisać więcej takich właśnie scenariuszy :) Dziękuję ślicznie <3
Usuń