.

.
Pierwszy polski blog z k-popowymi scenariuszami.
Wszystkie scenariusze są mojego autorstwa! Kopiowanie i rozpowszechnianie - zabronione!

19 marca 2015

CNBLUE - Gdy jesteście zmuszeni do aranżowanego małżeństwa (Yonghwa)



          Siedziałaś na łóżku w swoim pokoju, cicho szlochając. W tej chwili tak bardzo nienawidziłaś świata i ludzi, którzy przebywali w twoim otoczeniu. Wiedziałaś, że nie powinnaś, ale w ten sposób myślałaś nawet o swoich własnych rodzicach! A dlaczego? A dlatego, że twoi rodziciele postanowili sami zadecydować o twojej przyszłości, nie pytając cię o zdanie... 
- _____, kochanie, otwórz! - usłyszałaś pukanie do drzwi. 
- SHIRO! - krzyknęłaś wściekle, spoglądając na drzwi. - NIENAWIDZĘ WAS, SŁYSZYSZ!!!
- Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale to jedyne rozsądne wyjście - udawałaś, że jej nie słyszysz, ale niestety każde słowo twojej matki docierało do twojego mózgu ze zdwojoną siłą, sprawiając, że miałaś ochotę chwycić cokolwiek i cisnąć w drzwi. - Mamy trudną sytuację, musisz nas zrozumieć...
- A kto zrozumie MNIE? - zapytałaś łamiącym się głosem. - Czy choć przez chwilę pomyśleliście o MNIE? Jak JA się z tym czuję? Jestem za młoda na MAŁŻEŃSTWO! - wykrzykiwałaś zrozpaczona.

          Po twoim wybuchu, przez chwilę panowała koszmarna cisza. Miałaś cichą nadzieję, że twoje słowa dadzą mamie do myślenia. Starałaś się nieco uspokoić i choć było to bardzo trudne, chwilę ci zajęło, by przestać płakać. Twój wzrok powędrował na zamknięte drzwi. Poszła sobie? Dowlekłaś się do nich, kucając i praktycznie przytulając się do białego drewna. Wydawało ci się, że tylko one i cały twój pokój wspierały cię w tej nagłej i nieprzyjemnej sytuacji, więc bałaś się, co będzie, gdy przyjdzie ci przekroczyć próg sypialni.
- Jesteś tam? - szepnęłaś ledwo słyszalnie.
          Wlepiłaś smutny wzrok w swoją śnieżnobiałą koszulę nocną, z której nie miałaś najmniejszego zamiaru się dzisiaj rozbierać. Nie po tym, co usłyszałaś. Ale oschły głos, który dobiegł zza drzwi, dał ci jasno do zrozumienia, że będziesz musiała zmienić zdanie...
- Twój przyszły narzeczony przybędzie dziś na kolację razem ze swoimi rodzicami - ostatnia nadzieja, jaką pokładałaś w najbliższej ci osobie, prysła, jak mydlana bańka. - Weź się w garść i ogarnij się, jeśli nie chcesz narobić nam wstydu - nowa fala łez popłynęła z twoich oczu.
- Umma... 
- Powiedziałam już ostatnie słowo.
          Uderzyłaś pięścią w drzwi, a twoim ciałem wstrząsnął płacz. Usłyszałaś stukot obcasów, który był coraz bardziej odległy, aż w końcu już w ogóle go nie słyszałaś. Nie tak wyobrażałaś sobie przyszłe życie. Miało być szczęśliwe, u boku osoby, którą kochałabyś najbardziej na świecie, a nie kompletniej obcej osoby, której nawet nie znałaś! Nie rozumiałaś tego, jak w ogóle twoi rodzice mogli wpaść na tak idiotyczny pomysł i zmusić cię do poślubienia syna przyjaciela twojego ojca, by nie zrujnować Waszej rodziny i firmy, która podupadała. Wiedziałaś, że wśród bogatych rodzin, wciąż praktykowało się ową metodę połączenia rodzin, by nie zbankrutować, ale nigdy nie sądziłaś, że to właśnie TY znajdziesz się w centrum takiego wydarzenia... Pech czy przeznaczenie?

***

          Twoja osobista pokojówka, pomogła ci wybrać sukienkę, którą miałaś włożyć na kolację. Szczerze, to miałaś ochotę włożyć cokolwiek, nawet jeśli miałabyś wyglądać niechlujnie, w nadziei, że chłopak się ciebie przestraszy i ucieknie w panice, ale wiedziałaś, że rodzice by cię chyba zabili. Do kolacji zostało niewiele czasu, ale miałaś to gdzieś, nie śpieszyłaś się wcale. Przebierałaś się powoli, gdy rozległo się uporczywe stukanie do drzwi. Rzuciłaś "proszę", a wtedy pokojówka wpadła do pokoju, niczym petarda, wyraźnie zachwycona.
- Pomożesz mi z tym zamkiem? - poprosiłaś, a nie rozkazałaś, jak to niektóre bogate dzieciaki miały w zwyczaju. Ty na szczęście taka nie byłaś. Zerknęłaś przez ramię na dziewczynę, która wciąż nie ruszyła się z miejsca i nie mogłaś nie zauważyć wielkich, różowych rumieńców na jej policzkach. - Co się stało? - zapytałaś zaskoczona.
- Już są! - pisnęła.
- Kto?
- Jak to kto? - zdziwiła się. - Przyszły mąż panienki!
- Super... - obojętność i niechęć, biła od ciebie na kilometr. - Pomożesz mi? - dopytywałaś.
- Oczywiście - podeszła bliżej, zasuwając długi zamek na plecach, tym samym sprawiając, że byłaś już gotowa, by zejść na dół. Na samą myśl o tym, robiło ci się niedobrze. Dziewczyna to zauważyła. - Proszę się nie martwić, będzie dobrze - starała się cię pocieszyć.
- Akurat... - prychnęłaś cicho.
- Jest naprawdę przystojny! - chichotała jak nastolatka. - Sama chciałabym mieć takiego męża! - złożyła dłonie jak do modlitwy, jakby prosiła tego tam u góry o takiego wybranka.
- Tak, tak... - westchnęłaś, bo już nie mogłaś tego słuchać.
          Nawet jeśli był tysiąc razy przystojniejszy, niż sam GD lub T.O.P, to co z tego? Nie miałaś ochoty na wiązanie jakichkolwiek więzów małżeńskich! Z tą myślą, udałaś się na kolację, modląc się, by po powrocie położyć się do łóżka, a potem obudzić się i zdać sobie sprawę z tego, iż był to jedynie sen...

****

          Atmosfera przy stole była niezwykle radosna, ale nie dla ciebie. Podczas, gdy twoi rodzice prowadzili bardzo interesującą rozmowę na temat pieniędzy z twoimi przyszłymi teściami, ty wpatrywałaś się w pięknie udekorowany talerz, od czasu do czasu, ukradkiem zerkając na twojego przyszłego męża. Yonghwa, bo tak miał na imię, spokojnie spożywał kolację, totalnie ignorując wszystkich dookoła, w tym i ciebie, co było ci na rękę. Choć poznałaś go zaledwie pół godziny temu, niewiele mogłaś o nim powiedzieć. Witając się, nawet się nie uśmiechnął i poza zwykłym "Dobry wieczór" i "Miło mi poznać" od tamtej pory nie odezwał się ani słowem, więc albo był gburem, albo te małżeństwo również nie było mu na rękę. Miałaś skrytą nadzieję, że chodziło o to drugie...
          Po wykwintnym daniu, które bardziej przypominało obiad, a nie kolację, podano desery i coś mocniejszego, a rozmowa waszych rodziców przeszła na temat aranżowanego małżeństwa. Miałaś wielką ochotę zwymiotować. Znowu. Rzuciłaś matce i ojcu zirytowane spojrzenie, a potem twój wzrok powędrował na chłopaka, który akurat się w ciebie wpatrywał. Speszyło cię to trochę, więc szybko wlepiłaś wzrok w talerz. Gdy ponownie na niego spojrzałaś za jakąś chwilę, on sam spoglądał beznamiętnie w ściany. 
- _____ jest naprawdę cudowną dziewczyną, a Wasz chłopak to najlepsza partia. Dzięki temu nasza przyjaźń i współpraca będzie jeszcze bardziej trwała i efektywna! - zakrztusiłaś się sokiem, gdy do twoich uszu dotarły te słowa. 
          Najlepsza partia? Halo, czy to jakaś gra czy zawody? W tej chwili nie poczułaś się jak człowiek, a zwykły przedmiot albo karta przetargowa! Zaciskając pięści, odsunęłaś krzesło z piskiem i wstałaś, przez co skupiłaś na sobie wzrok wszystkich. 
- Idę się przewietrzyć - burknęłaś i niemal wybiegłaś z jadalni. 
          Dopiero na zewnątrz poczułaś ulgę. Miałaś wrażenie, że przy stole siedziałaś niczym zakuta w łańcuchy, a wraz z wieczornym, chłodnym podmuchem wiatru, zostały one rozkute. Jednak nie na długo... Zaczęłaś chodzić po zielonym trawniku, chcąc uspokoić swoje zszargane nerwy.
- Nieładnie tak wychodzić w trakcie kolacji.
         Odwróciłaś się błyskawicznie, słysząc czyjś głos. Kilka metrów od ciebie stał Yonghwa, z dłońmi w kieszeniach, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Skorzystałaś z tego, że był zajęty podziwianiem nocy, więc przyjrzałaś mu się. Był ubrany w czarny, elegancki garnitur, a ciemna grzywka z nie mniejszą gracją opadła mu na czoło. Gdy tak stał, a światło latarni oświetlało jego osobę, wyglądał naprawdę charyzmatycznie i nie jedna dziewczyna z chęcią by się o niego pobiła. Każda, normalnie każda. Ale nie ty...
- To mój dom, mogę wyjść kiedy zechcę - zamierzałaś być miła, w końcu chłopak niczym ci nie zawinił, ale nie mogłaś się powstrzymać, gdy taki, a nie inny tekst przyszedł ci na myśl. Wciąż byłaś wkurzona.
- Naturalnie - odparł, po czym wbił w ciebie wzrok. Niemal prychnęłaś, zirytowana jego postawą. Nie odezwałaś się więcej,
          Zrobiłaś kilka kroków dalej, olewając i zostawiając w tyle swojego narzeczonego, ale jakież było twoje zdziwienie, gdy okazało się, że szedł za tobą. Zatrzymałaś się raptownie, rzucając mu pełne oburzenia spojrzenie.
- Mógłbyś przestać za mną chodzić?!
- Powinniśmy wracać - stwierdził obojętnie, ignorując twoje pytanie i spoglądając w stronę oświetlonego domu.
- Więc wracaj - warknęłaś niegrzecznie, odwracając się. Zaledwie to zrobiłaś, poczułaś lekkie szarpniecie za ramię i zostałaś odwrócona w stronę chłopaka. - Yah! Co ty robisz? Puść mnie! - zaczęłaś się wyrywać, ale na próżno.
- Siedzimy w tym razem, więc nie użalaj się nad sobą jak dziecko! - zawołał zły. - Myślisz, że ja sam jestem zadowolony z decyzji rodziców? 
- Nie użalam, jedynie wyrażam moje niezadowolenie, względem ciebie - skwitowałaś krótko. Nie miałaś najmniejszego zamiaru się z nim kłócić. A najlepiej to w ogóle byś z nim nie rozmawiała...
- Jesteś śmieszna! - prychnął. - Oboje nie mamy wyjścia, ale szczerze mówiąc, spodziewałem się... - urwał, mierząc cię wzrokiem od stóp do głów. -... czegoś lepszego.
- Słucham? - zamrugałaś dwukrotnie, bo myślałaś, że się przesłyszałaś. Twoje policzki zrobiły się wręcz czerwone ze wściekłości. 
- Słysząc, że jesteś idealną kandydatką na moją żonę, pomyślałem o niezwykle ślicznej dziewczynie z sylwetką *S-line - skomentował złośliwie. - Ale się rozczarowałem!
- TY! - zagotowało się w tobie. I to mocno. Czy on ci właśnie sugerował, że jesteś brzydka i nieatrakcyjna? - Za kogo ty się uważasz? - krzyknęłaś, z całej siły wyswobadzając się z jego uścisku.
- Za twojego przyszłego męża - uśmiechnął się kpiąco.
- Co ja takiego zrobiłam w poprzednim życiu, że muszę przez to wszystko przechodzić? - zapytałaś samą siebie cichutko, ale ten to usłyszał.
- Powinnaś być wdzięczna, że możesz wyjść akurat za mnie - odparł spokojnie, wyciągając dłonie z kieszeni spodni i przyglądając się swoim paznokciom.
- MWOH!
- Wiele dziewczyn chciałoby mieć takiego męża, jak ja - jego sztuczny uśmiech ukazał ci rządek jego śnieżnobiałych zębów, więc niemal zadławiłaś się własną śliną, wytrzeszczając oczy. - A ich matki takiego zięcia, więc nie wiem, co ci nie pasuje...
          Miałaś dosyć. Naprawdę. Po co w ogóle z nim dyskutowałaś? Prychnęłaś zniesmaczona, po czym wyminęłaś go szybko, zaciskając pięści i ledwo powstrzymując się, by go nie walnąć. Mniejsza z tym. Ruszyłaś trawnikiem ku oświetlonemu budynkowi. Yonghwa dogonił cię i zrobił coś, za co miałaś wielką ochotę go zabić, ale zanim byś się do tego zabrała, chyba zostałabyś posądzona o zabójstwo. Cóż...przynajmniej w więzieniu nikt by cię nie przymusił do małżeństwa.
- Yonghwa, musimy już jechać do...
- Och, widzę, że już się polubiliście!
          Łypałaś na chłopaka złowrogo, gdy wasi rodzice stali na tarasie i obserwowali Was z nieukrywanym szczęściem wymalowanym na twarzy. Próbowałaś delikatnie się od niego odsunąć, ale jego ręka mocno trzymała twoje ramię, więc praktycznie obejmował cię ramieniem czy tego chciałaś czy nie. Co za idiota!
- Pasujecie do siebie!
- Prawda? - zawołał chłopak, niemal krztusząc się ze śmiechu. Szybko się jednak przestał, bo dźgnęłaś go łokciem w żebro, przez co jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. 
- Mamy dla Was prezent - oznajmili rodziciele, schodząc na dół.
- P-prezent? - wyjąkałaś głupio. Chyba nie chciałaś wiedzieć, jaki rodzaj prezentu mieli na myśli...
- Musicie się przecież bardziej poznać, prawda? W końcu będziemy rodziną! - kobiety i mężczyźni byli wyraźnie zadowoleni z tego faktu, ty już niekoniecznie. A Yonghwa? Sama już nie wiedziałaś, co on sam o tym wszystkim myślał. I zbytnio cię to nawet nie interesowało.
- Jaki prezent? - dopytywałaś zniecierpliwiona. Miejmy już to za sobą...
- Zaklepaliśmy Wam małe wakacje, dlatego też jutro, pakujcie manatki i w drogę!
          Zamarłaś. Oni chyba nie mówili poważnie? Miałaś spędzać wakacje z nim? Z twoim niby przyszłym małżonkiem? Dlaczego znów nikt nie zapytał cię o zgodę?! Czy miałaś jeszcze wpływ na cokolwiek?
- Na jak długo? - wycedziłaś, spoglądając na swoich rodziców z nienawiścią w oczach.
- Na tydzień.
Cudownie.

***

          Podjechaliście pod mały kurort nad morzem. Zerknęłaś niechętnie przez szybę. Widok był cudowny! Natychmiast wyprostowałaś się w fotelu, choć jeszcze chwilę temu, siedziałaś z założonymi ramionami. Opuściłaś nieco szybę, wytrzeszczając oczy. Kilkanaście metrów od samochodu, rozpościerała się piękna, piaszczysta plaża i widok na niemal lazurowe morze! Momentalnie się rozmarzyłaś i już sobie wyobrażałaś jak świetnie spędzisz ten czas, relaksując się i...
          TRZASK! Siedzący za kierownicą chłopak, wysiadł na chwilkę z samochodu, trzaskając drzwiami, szczerząc się jak głupi do sera. Najwyraźniej jemu również podobała się taka wizja wakacji. Nagle przypomniałaś sobie jednak, że nie będziesz spędzać ich sama...Od razu zrzedła ci mina. Jak niby masz z nim wytrzymać tydzień w takim cudownym miejscu? I wtedy też, wpadłaś na genialny plan...
          Rozległo się ciche kliknięcie. Yonghwa, usłyszawszy to, spojrzał na swój samochód z dziwną miną. Podszedł bliżej i zapukał w szybę. Zerknęłaś na nią niewinnie.
- _____, wysiadaj - rzucił obojętnie. - Pójdziesz odebrać rezerwację, a ja zaparkuję.
- Shiro.
- Wychodź natychmiast i nie kłóć się ze mną - próbował otworzyć twoje drzwi, ale te ani drgnęły. Zauważyłaś cień zrozumienia na jego twarzy i zdałaś sobie sprawę, że dotarł do niego fakt, iż zamknęłaś się od środka. - Yah! Co ty wyprawiasz? Otwórz te drzwi!
          Byłaś głucha na jego słowa, bo prośby to raczej nie były. Skrzyżowałaś ramiona, wlepiając wzrok w przednią szybę, w duszy zaś, śmiejąc się jak czarownica. Czemu to robiłaś? Sama nie wiedziałaś. Po prostu nie chciałaś tutaj być, nie z nim, a jeśli takie dziecinne zachowanie miałoby go rozzłościć, to czemu nie? Będzie zabawnie!
- _____ nie rób scen i otwórz! - to pukał w szybę, to ciągnął za klamkę, a ty po prostu sobie siedziałaś w cieplutkim samochodzie, na miękkim siedzeniu i totalnie go ignorowałaś.
- ...
- OTWÓRZ TE CHOLERNE DRZWI!
          Trzęsłaś się ze śmiechu i czułaś, że jeszcze kilka takich tekstów, a zaczniesz płakać ze śmiechu. Obserwowałaś zirytowanego Yonghwę przez bezpieczną, grubą szybę, jakbyś oglądała wyjątkowo śmieszną komedię. Chłopak chodził w tę i z powrotem, nie wiedząc, co zrobić, ale gdy nagle znów znalazł się tuż przy szybie, podskoczyłaś przerażona.
- PRZESTAŃ SIĘ WYGŁUPIAĆ! WYSIADAJ Z MOJEGO SAMOCHODU! - w jego oczach widziałaś chęć mordu. Dosłownie. Już miałaś zmięknąć i wyjść, ale wiedziałaś, że jeśli to zrobisz, ten cię chyba zabije, wiec szybko zaniechałaś tego pomysłu.
- Powiedz: proszę! - wyszczerzyłaś się wrednie.
- Chyba sobie żartujesz? - prychnął niezadowolony,
- Nie to nie - wydymałaś usta. - Będę tu siedzieć przez cały tydzień...
- TY... - zaczął, ale szybko się opamiętał. Widziałaś jak zaciska zęby, a potem pięści, wyraźnie bijąc się z myślami. Słońce zaczynało powoli zachodzić, a Wy wciąż tkwiliście w pierwszym punkcie Waszej wycieczki... - No dobrze... - jego głos był nieco spokojniejszy, ale oczy wciąż podirytowane. - _____, proszę otwórz te drzwi? - dodał z wymuszonym uśmiechem.
          Patrzyłaś na chłopaka rozbawiona, ale i zaskoczona, bo nie spodziewałaś się, że naprawdę cię o to poprosi. Prędzej byłaś skłonna pomyśleć, że cię ochrzani, dalej na ciebie warcząc. Westchnęłaś teatralnie. 
- Arasso.
          Uważnie obserwowałaś swojego przyszłego męża, gdy powoli wyciągałaś rękę, by odblokować blokadę w samochodzie, chcąc otworzyć wszystkie drzwi. Chłopak odetchnął  z wyraźną ulgą, uśmiechając się zwycięsko.  Nie spodobało ci się to.
- Yah, yah, yah...co ty robisz?! - zawołał szybko, gdy z powrotem opadłaś na fotel.
- Żartowałam! - pokazałaś mu język, uśmiechając się złośliwie. 
- Muszę zaparkować samochód, nie mogę go tak po prostu zostawić, zablokuję ruch! - poskarżył się.
          Wzruszyłaś ramionami beztrosko, skupiając całą swoją uwagę w kolorowy wyświetlacz telefonu. Przez minutę czy dwie, słyszałaś jeszcze pukającego Yonghwę i jego ciche przekleństwa. 
- Aish, co za dziewucha!
          Każdy, gdyby zobaczył teraz tę scenę, zastanawiałby się, dlaczego wieczorem, młody chłopak z całych sił popychał swój samochód w stronę parkingu. Mógł go przecież zostawić i udać się do hotelu, ale rano z całą pewnością okazałoby się, że jego samochód został odholowany. Mógł też przecież wyciągnąć klucze z kieszeni, otworzyć auto i zwyczajnie podjechać na parking, ale pech chciał, że klucze zostały w środku...

***

- Mwoh?! - niemal wykrzyknęłaś, ale wystarczyło jedno spojrzenie chłopaka, byś się uciszyła.
          Stałaś właśnie obok Yonghwy, gdy odbierał rezerwację oraz klucze do pokoju. Nie mogłaś się na niego wydrzeć, choć bardzo chciałaś, bo mimo późnej pory, w holu wciąż było dużo ludzi.
- Dziękujemy za rezerwację w naszym kurorcie! Życzę miłej nocy, dobranoc! - usłyszałaś, a chwilę później już byłaś niemal ciągnięta przez chłopaka w stronę windy. 
- Nie zgadzam się na to! - zaprotestowałaś, gdy czekaliście na windę. - Nie mam zamiaru spać z tobą w jednym pokoju! 
- Ale o co ci chodzi? - zmarszczył brwi, spoglądając na ciebie. - Rodzice zarezerwowali nam pokój dwuosobowy z pojedynczymi łóżkami... - zamilkłaś natychmiast, czerwieniąc się. Widząc to, ryknął śmiechem. - O czym ty pomyślałaś, co? - szydził z ciebie.
- Zamknij się! - warknęłaś. Rozległ się znajomy odgłos, więc czym prędzej wsiadłaś do windy. Chłopak pokręcił głową, rozbawiony.

***

- RODZICE ZAREZERWOWALI NAM POKÓJ DWUOSOBOWY Z POJEDYNCZYMI ŁÓŻKAMI?! - twój wrzask było chyba słyszeć w promieniu pięciu kilometrów.
- Ups...
- Ups? Jedyne słowo, które przychodzi ci na myśl to ups? - krzyczałaś na niego.
          Staliście w progu waszego hotelowego pokoju, spoglądając na jedne, jedyne, duże łóżko, jakie stało na środku pomieszczenia. To były chyba jakieś kpiny! Wasi rodzice zrobili to specjalnie! Pewnie teraz siedzieli przed telewizorem, popijając czerwone wino i wyobrażając sobie twoją reakcję! Niech ich wszystkich szlag!
- Mi się podoba - wzruszył ramionami, rozglądając się dookoła. Podszedł do dużego lustra, spoglądając w swoje odbicie i poprawiając przydługą grzywkę.
- A mi nie! - fuknęłaś, odstawiając walizkę na kółkach na podłogę. - Wracaj na dół i wyjaśnij to! - spojrzał na ciebie znudzony.
- Czy to sprawi, że się przymkniesz? - zapytał ironicznie. Widać było, że wciąż był wściekły o ten samochód.
- TAK!
          Chłopak rzucił ci zirytowane spojrzenie, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Ty w tym czasie walnęłaś się na miękkie łóżko. Jedyne o czym teraz marzyłaś, to wziąć szybki prysznic i pójść spać. Niestety, nie mogłaś tego jeszcze zrobić, bo za chwilę będziecie się przenosić do innego pokoju, gdzie wreszcie odpoczniesz od tego kretyna i będziesz miała i własne łóżko i własną łazienkę, ha!
          Twój przyszły mąż wrócił szybciej, niż przypuszczałaś. Zamknął za sobą drzwi, a na jego twarzy mogłaś zauważyć cień rozbawienia. Nie spodobała ci się jego mina...
- I co? - szybko podniosłaś się na łokciach.
- I nic - klasnął w dłonie, powstrzymując się od śmiechu. - Rozgość się w naszym pokoju, przyszła żono, bo zabawimy w nim dłużej...
- Że co? Jak to? - zgrzytnęłaś zębami.
- Nie ma nic wolnego.
- Ale rozumiem, że będzie? - zapytałaś z nadzieją. - Jutro, pojutrze? 
- Nie jutro, ani pojutrze - odpowiedział, zasłaniając zasłony w oknach.
- No to kiedy? - dopytywałaś. Dlaczego on nie mógł od razu ci odpowiedzieć, tylko przeciągał tak długo jak się da? Nie lubiłaś tego.
- Za tydzień! - parsknął śmiechem, odwracając się.
- Za tydzień? Za tydzień już nas tutaj nie będzie! - zawołałaś zrozpaczona, bo to oznaczało, że w ciągu najbliższych dni, żaden pokój się nie zwolni, co równało się tym, że byłaś skazana na dzielenie z nim pokoju.
- Nie dramatyzuj, będzie fajnie! - zapewnił z dziwnym blaskiem w oczach. Zanim się zorientowałaś, chłopak wskoczył na łóżko z uciechą, przez co omal nie spadłaś na ziemię. 
- Yah, co robisz? To moje łóżko, zaklepałam je, wypad! - walnęłaś go poduszką.
- Chyba zapomniałaś, że to apartament małżeński - uśmiechnął się kpiąco.
- No i co z tego? - burknęłaś. - Możesz spać na podłodze - dodałaś obojętnie, bo zbytnio cię nie interesowało, gdzie będzie spać.
- O nie, nie nie. Nie mam najmniejszego zamiaru spać na podłodze - pokręcił głową i pogroził ci palcem, jakby zabraniał czegoś małemu dziecku.
- A właśnie, że masz! - próbowałaś go zepchnąć z łóżka, ale ten się nie dał. Wspomogłaś się puchatymi poduszkami, walcząc z nim zaciekle o przetrwanie i o...łóżko.
- _____, robisz z igły widły - chwycił twój nadgarstek, gdy już miałaś mu wymierzyć cios prosto w twarz. - Możemy po prostu spać razem na jednym łóżku...
- Chyba sobie żartujesz? - przerwałaś mu, zszokowana jego bezpośredniością. 
- Wae? Przecież i tak będziemy małżeństwem - korzystając z twojego chwilowego otępienia, wyrwał ci poduszkę z ręki i rzucił za siebie. 
- Mowy nie ma - wycedziłaś przez zęby, rzucają mu zirytowane spojrzenie. - Nie mam zamiaru spać z tobą w jednym pokoju, a już tym bardziej dzielić z tobą łóżka! - skrzywiłaś się na samą myśl o tym.
- Wae? - przekrzywił głowę, patrząc na ciebie z zainteresowaniem. - Nie jestem dla ciebie zbyt atrakcyjny? - przybliżył się do ciebie odrobinę. - Każda inna dziewczyna byłaby zachwycona możliwością zaśnięcia u mojego boku - jego pewność siebie zaczynała cię przerażać. Posłał ci niemalże filmowy uśmiech. 
- Ale nie ja! - fuknęłaś, wyrywając się  jego uścisku. Chłopak zrobił smutną minkę. Debil.
          Zeszłaś z łóżka, nie zaszczycając Yonghwę ani jednym spojrzeniem. Pogrzebałaś w swojej walizce, wyciągając z niej potrzebne ci rzeczy, bo zamierzałaś iść pod prysznic. Byłaś zmęczona i spocona po długiej podróży.
- Gdzie idziesz? - zawołał za tobą.
- Pod prysznic.
- Mogę się przyłączyć? - zapytał z nadzieją.
- Po moim trupie! - wrzasnęłaś, bo miałaś już dosyć jego głupich i tandetnych tekstów. 
- Nie wiem czy wiesz, ale jest już cisza nocna - upomniał cię, wylegując się wśród białych poduszek, które zdążył już pozbierać z podłogi po waszej "kłótni". Zignorowałaś go, otwierając drzwi łazienki. Widząc to, postanowił spróbować jeszcze raz: - Będziesz żałować!
- SPADAJ! 
          Trzasnęłaś drzwiami tak mocno, że lustro nad umywalką niemal się zatrzęsło. Nie miałaś też zielonego pojęcia, że za drzwiami łazienki, w sypialni, Yonghwa śmiał się jak opętany.

***

          Siedziałaś pod kolorowym parasolem, który chronił cię przed słońcem, a jednocześnie przed Yonghwą, który chcąc nie chcąc musiał mieć cię na oku. Gdyby coś ci się stało, on by oberwał, a tego nie chciał. Ty zaś olewałaś go całkowicie, leżąc na leżaku i czytając książkę, której tak naprawdę nie czytałaś, bo byłaś zbyt zajęta ukradkowym obserwowaniem chłopaka i prychaniem za każdym razem, gdy zalecał się do każdej przechodzącej przez plażę dziewczyny w niesamowicie skąpym stroju kąpielowym, by chwilę później zagrać z nimi w siatkówkę. Były głupie, że dały się nabrać na jego filmowy uśmiech i idealnie wystylizowaną fryzurę. Yonghwa był zdecydowanie zbyt pewny siebie, a poziom jego ego był...nie chciałaś nawet tego komentować. Poza tym, byłaś na niego śmiertelnie obrażona, bo skrytykował twój strój jednoczęściowy. 
          Postanowiłaś w końcu pójść się trochę pokąpać, więc odłożyłaś lekturę i wstałaś z leżaka, kierując się w stronę morza. Miałaś nadzieję, że kąpiel spowoduje, że przestaniesz myśleć o tym głupim małżeństwie, na które w ogóle nie miałaś ochoty. Nigdy się z tym nie pogodzisz. Nigdy też nie wybaczysz tego rodzicom, a tym bardziej nie zaakceptujesz tego durnia, jako twojego męża. Już wolałabyś zostać starą panną...
- _____, UWAŻAJ!!!
          Spojrzałaś w prawo. Piłka do siatkówki leciała w twoją stronę z niesamowitą szybkością, niemal słyszałaś jak jej prędkość przeszywa powietrze. Była zbyt blisko, żebyś mogła pomyśleć chociażby o przykucnięciu czy rzucenie się na piasek w przeciwną stronę... 
          BUM! Poczułaś okropny ból w okolicach twarzy, na moment dosłownie zobaczyłaś komiksowe gwiazdki przed oczami, a potem upadłaś tyłkiem na gorący piasek. Jako, że był strasznie upalny dzień, piach niemalże cię oparzył, więc szybko podniosłaś się do siadu. Poczułaś, że nos prawie, że pulsuje ci z bólu. Dotknęłaś go i zobaczyłaś krew. Super.
- _____? Gwenchana?! - usłyszałaś, ale miałaś to gdzieś.
          Podniosłaś się na chwiejnych nogach i ruszyłaś przed siebie. Wiedziałaś, że to był zły pomysł, przychodzić na tę plażę, tak samo zły, jak ta cholerna wycieczka! Szłaś przez plażę i wydawałoby się, że każdy z plażujących tutaj ludzi był szczęśliwy. Dzieci budowały zamki z piasku, piszczały, gdy mała fala morza obmywała brzeg, nastolatki grały w gry i flirtowały z płcią przeciwną, a dorośli pływali w morzu i opalali się, albo wręcz uciekali od słońca. Nikt nie zwracał uwagi na dziewczynę, która była oblepiona piaskiem z szkarłatną krwią na twarzy. Poczułaś się taka...samotna. Dlaczego ty nie mogłaś być tak szczęśliwa? Czułaś ogromną gulę w gardle, czułaś się tak, jakbyś zaraz miała się rozpłakać... W dodatku nagle silny podmuch wiatru, skradł twój kapelusz, który odleciał w siną dal.
- _____! - Yonghwa, dogoniwszy cię, chwycił cię za ramiona i odwrócił w swoją stronę. - Gwenchana? - dopytywał. Na jego twarzy było wymalowane zmartwienie. Widząc twój rozwalony nos, wstrzymał oddech. - Chodź, musimy to...
- Daj mi spokój! - warknęłaś oschle. - I puść mnie! - rozkazałaś.
          Chłopak widząc cię w takim stanie, najwyraźniej ani myślał się sprzeciwiać, bo posłusznie uwolnił twoje ramiona. Olałaś go bez słowa, podchodząc do automatu z wodą. Chłopak zdziwił się, że akurat w tym momencie zachciało ci się pić, ale szybko zrozumiał, że nie o to ci chodziło, gdy zamiast jednorazowego kubka, pod kran włożyłaś dłonie, by umyć swoją twarz i zmyć krew.
- Mianhe - usłyszałaś za plecami. - Nie chciałem cię uderzyć.
          Nie odpowiedziałaś. Byłaś zbyt zajęta ukojeniem bólu zimną wodą, by móc słuchać jego głupich przeprosin. Nawet nie wiedziałaś, kiedy do oczu napłynęły ci łzy. Nie wiedziałaś czy to dlatego, że tak bardzo cię bolało czy dlatego, że wszyscy na plaży świetnie się bawili. Wszyscy, oprócz ciebie oczywiście.
- _____, powiedz coś! - błagał. Zignorowałaś go, wciąż obmywając nos zimną wodą i próbując zatrzymać łzy. - Ty p-płaczesz? - zauważył zaskoczony.
- Nie twoja sprawa - wymamrotałaś cicho. 
- Chcesz? Dam ci chusteczkę... - zaoferował się i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie.
- Nie potrzebuję twojej zasmarkanej chusteczki!
          To przelało kroplę goryczy. Chłopak chwycił cię mocno za ramię i ku twoim protestom, znów obrócił. Jęknęłaś z bólu. Był naprawdę wkurzony. Nawet po akcji z samochodem nie był taki zły!
- Dlaczego się tak zachowujesz? - zawołał, lekko tobą potrząsając. - Próbuję ci pomóc, a ty mnie odpychasz!
- Geumanhae! To boli! - jęknęłaś płaczliwie.
- Nie odpowiedziałaś mi! - wciąż cię trzymał.
- Nie potrzebuję twojej pomocy! - krzyknęłaś zapłakana. - Idź i wracaj do dziewczyn w bikini!
- Powiedz mi, co robię źle? - zapytał, nie rozumiejąc, do czego pijesz. 
- Nie lubię cię, rozumiesz? - warknęłaś i szarpnęłaś się, żeby się uwolnić z jego uścisku, ale znów na próżno. Skąd on miał tyle siły?
          Chłopak prychnął, pokręcił głową i spojrzał na ciebie z niedowierzaniem, puszczając cię. Odwróciłaś się z powrotem do kraniku, obmywając nos, który już nie krwawił tak obficie, ale wciąż pulsował i bolał niemiłosiernie.
- Jak możesz mnie nie lubić? - zignorowałaś go, bo nie miałaś ochoty wdawać się z nim w kolejną rozmowę, w kolejną sprzeczkę. - Yah, _____ mówię do ciebie! - otarłaś załzawione oczy, starając się uspokoić, zanim spojrzałaś na niego. - Jak możesz mnie nie lubić? - ponowił pytanie. - Jestem inteligentny, bogaty - zaczął wyliczać na palcach, a ty myślałaś, że zaraz cię szlak trafi. - Dobrze wyglądam - wyszczerzył się, ale na tobie jego powalający uśmiech nie robił wrażenia. - Jak tak możesz? - był rozbawiony.
          Miałaś wielką ochotę zatrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Chyba nadszedł czas, aby uświadomić jakże wspaniałego Yonghwę, że świat nie kręci się wokół niego, a on sam nie jest idealny.
- Ty chyba naprawdę nie rozumiesz! - zawołałaś wściekle. - Nie, nie lubię cię - uśmiechnęłaś się sztucznie. - NIENAWIDZĘ CIĘ! - chłopak zamrugał dwukrotnie. Chyba nie spodziewał się takich słów z twoich ust.
- Chyba odrobinę przesadziłaś...
- Ani! Mówię jak jest! - krzyknęłaś i byłaś niemal pewna, że teraz połowa plaży przysłuchuje się waszej kłótni. - Nienawidzę ciebie i twojego mniemania o sobie, jaki to jesteś przystojny, a każda dziewczyna tylko marzy, byś został jej mężem! Nienawidzę tego twojego uśmiechu, który jak myślisz, że zadziała cuda oraz twojej grzywki, przez którą prawie jesteś ślepy! Nienawidzę tego faktu, że masz zostać moim mężem, rozumiesz? Nienawidzę cię i nigdy się z tym nie pogodzę! - wykrzyczałaś mu wszystkie swoje żale w twarz, po czym uciekłaś do hotelu. 

***

          Przez dwa kolejne dni, Yonghwa nie odezwał się do ciebie ani słowem, jeśli nie liczyć zdań typu: "Jest śniadanie", "Idziesz pierwsza pod prysznic?" czy "Dzwonią rodzice". Tobie to oczywiście było cholernie na rękę, bo miałaś go serdecznie dosyć. Z jednej strony czułaś potworne wyrzuty sumienia, że mu tak nagadałaś, ale powiedzmy sobie szczerze: ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć. Z drugiej zaś strony, miałaś przynajmniej święty spokój.
         Nie rozumiałaś go. Nie potrafiłaś go zrozumieć. Na początku wydawał się być oschły, zły, gdy ktoś go zdenerwował, a potem pewny siebie i swojej atrakcyjności. Teraz okazywało się, że gdy trzeba było, potrafił martwić się o kogoś, kto go nienawidził i chciał mu pomóc. Tym razem jednak, Yongwa milczał ja zaklęty i siedział przygaszony przy laptopie. Nie wiedziałaś czy to dobrze czy źle...
          Yonghwa obserwował cię ukradkiem, gdy chodziłaś po pokoju, szukając kilku rzeczy. Bolał go fakt, że totalnie go ignorowałaś i traktowałaś jak powietrze. Spoglądał za tobą, gdy kierowałaś się w stronę drzwi, a gdy zapytał cicho, dokąd idziesz, rzuciłaś, że na siłownię.

***

          Biegałaś po bieżni elektrycznej tak szybko i tak długo, jakbyś chciała dać upust swojej wściekłości i nagromadzonym emocjom. Pot spływał ci po skroni oraz po całym twoim ciele, ale to był dobry pot. Czułaś, jakbyś pozbyła się wszystkich myśli. Skoro te mini wakacje i tak miały być do kitu, to chociaż zadbasz o swoją sylwetkę i będziesz leniuchować, ile wlezie, patrząc z zazdrością na otaczających cię ludzi. Nie wiedziałaś jak długo biegałaś, ale byłaś pewna, że przegapiłaś porę obiadową, dlatego też postanowiłaś zakończyć swój trening i wrócić do pokoju. Ku twojemu zdziwieniu, Yonghwa zniknął. Wzruszyłaś ramionami i już miałaś iść pod prysznic, gdy zauważyłaś zaginiony, słomkowy kapelusz na łóżku, którego porwał wiatr, gdy się tak ostro pokłóciliście. Podeszłaś bliżej, by go podnieść i wtedy też zauważyłaś małą karteczkę, która leżała obok. Przeczytałaś ją:



          Niemal prychnęłaś, bo w głowie próbowałaś wyobrazić sobie jego głos, wypowiadający takie słowa. Nie. Jakoś nie potrafiłaś wyobrazić sobie przepraszającego Yonghwę. To nie było w jego stylu. Ale po przeczytaniu tej małej karteczki, uśmiechnęłaś się mimowolnie. To było miłe, naprawdę, a zdawałoby się, że chłopak nie był taki. Ciągle coś było nie tak, ciągle graliście sobie na nerwach i sprzeczaliście się. Jego "miłe" zachowanie mogłaś policzyć na palcach jednej ręki: gdy kupił ci właśnie ten kapelusz na jednym z plażowych straganików, gdy próbował pomóc, gdy dostałaś piłką i ten właśnie moment, gdy przepraszał cię na kawałku kartki. 
          Westchnęłaś ciężko, bijąc się z myślami. Długo wpatrywałaś się w odnalezioną rzecz, wielokrotnie czytałaś liścik od chłopaka. W końcu, po długich za i przeciw, chwytając kapelusz w dłonie, wybiegłaś z pokoju, by go poszukać.

***

          Znalazłaś go na basenie. Wcale nie trudno było ci go dostrzec, gdyż był otoczony wianuszkiem dziewcząt w mniej lub bardziej skąpych strojach. Stanęłaś gdzieś z boku, obserwując i czekając, aż Yonghwa zrobi się "wolny", ale na szczęście lub też nie, wcale nie musiałaś. Zauważył cię bardzo szybko, więc przepraszając swoje wielbicielki, ruszył w twoją stronę. Zrobiłaś to samo.
- _____, mianhe...
- Oppa, mianhe...
          Zamrugaliście dwukrotnie, bo zaczęliście się nawzajem przepraszać w tym samym momencie. To było nawet zabawne, ale wcale nie było ci do śmiechu. Miałaś poważną minę. Zagryzałaś wargi zdenerwowana, ściskając w dłoniach słomiany kapelusz. Chłopak wyglądał na zaskoczonego.
- Czy ty właśnie nazwałaś mnie oppą? - był wyraźnie zdumiony.
- Musiałam, bo inaczej nie moglibyśmy spokojnie porozmawiać - prychnęłaś już lekko zirytowana, spoglądając w kierunku gromady dziewczyn, które najwyraźniej czekały zniecierpliwione, aż oddasz im chłopaka z powrotem na własność, a słysząc taki tekst z twojej strony, rozczarowane rozpierzchły się natychmiast. Wow. - Nie przyzwyczajaj się...
- _____, mianhe - powtórzył. - Wiem, że zachowuję się jak ostatni dupek - przyznał kwaśno, a ty spoglądałaś na niego z lekkim niedowierzaniem, że jednak potrafił powiedzieć tak o sobie wprost. - Ale nie musiałaś tak na mnie krzyczeć - dodał ciszej. - Poza tym, wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie tak nienawidzisz!
- Ty naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz? - zapytałaś powoli, bo czułaś, że przez niego znów podnosiło ci się ciśnienie. Miałaś być miła, okej, ale przy nim się nie dało, no!
- Yah! Przestań mnie obrażać! - zawołał. - Myślisz tylko i wyłącznie o sobie!
- Mwoh? To nieprawda! - zaprzeczyłaś szybko.
- Nie? - nachylił się nad tobą. - Nienawidzisz mnie tylko za to, że zostałaś zmuszona do poślubienia mnie! - wyrzucił ci. - Od samego początku nawet nie próbowałaś mnie polubić, ani chociaż zaakceptować - delikatnie dźgnął cię palcem w brzuch. Rzuciłaś mu wściekłe spojrzenie. - Cały czas tylko użalasz się nad sobą i swoim życiem! Pomyślałaś może o tym, jak JA się czuję? Co JA myślę na temat tego aranżowanego małżeństwa?!
          Nie wiedziałaś, co odpowiedzieć. Wpatrywałaś się w Yonghwę w milczeniu, a twoje myśli wirowały jak szalone. Byłaś zła. Nie, nie na niego - tym razem na siebie. A dlaczego? Bo miał odrobinę racji. Odkąd dowiedziałaś się, że będziesz musiała za niego wyjść, nienawidziłaś go, choć nawet jeszcze go nie widziałaś na oczy, nie poznałaś... Ale to po części była też jego wina! Od samego początku ci dokuczał, rzucał głupie teksty!
- Nie interesuje mnie, co ty o tym wszystkim myślisz - odparłaś zimno.
- _____... - zaczął ostrzegawczo.
- Nie bądź taki święty i nie rób z siebie ofiary! - warknęłaś. - Ciągle kpiłeś ze mnie i z mojego wyglądu! - wypomniałaś mu, a jemu natychmiast zrzedła mina. - Skoro sam jesteś taki idealny i wspaniały, jak ciągle podkreślasz, to dlaczego nie zmusisz swoich rodziców, by znaleźli ci lepszą kandydatkę na żonę?! - wrzasnęłaś, bo naprawdę miałaś już tego serdecznie dosyć. 
- Wiesz co? - jego głos był teraz wyprany z jakichkolwiek emocji. - Chciałem cię przeprosić i jakoś żyć w zgodzie, ale widzę, że to nie ma sensu...
- A wiesz dlaczego? Bo jesteś zwykłym chamem - niemal wyszeptałaś te słowa, ale chłopak to usłyszał. Zamilkł, wlepiając wzrok w białe kafelki. 
          Wyminęłaś go bez słowa, ale zaledwie zrobiłaś kilka kroków, straciłaś grunt pod nogami. Z zasięgu twojego wzroku zniknęło gorące słońce i kolorowe stroje kąpielowe. Teraz widziałaś tylko pustą, bezbarwną przestrzeń. Próbowałaś się ruszyć, ale miałaś wrażenie, że twoje mięśnie odmówiły ci posłuszeństwa. Nie mogłaś poruszyć żadną kończyną, czułaś tylko okropny ból. Próbowałaś krzyczeć, ale nie mogłaś wydobyć z siebie głosu...
- _____, przestań się wygłupiać! 
          Wstrzymałaś oddech, walcząc z żywiołem wody, który był wokół ciebie, rozpaczliwie wymachując rękoma, jakby to miało pomóc ci wydostać się z tej głębokiej otchłani. Wbrew swojej woli, opadałaś na dno, walcząc zaciekle, ale siła natury była silniejsza.
- _____, przestań! Wiem, że to twój kolejny żart, jak ten z samochodem!!!
          Nie miałaś już sił. Nie miałaś też zbyt dużo powietrza w płucach, by się obronić. Woda desperacko wkradła się w każdy zakątek twojego ciała, pozostawiając cię kompletnie głuchą na jakiekolwiek krzyki, które były strasznie odległe. Twój wzrok zatrzymał się na tafli wody, przez które przebijały się promienie słoneczne. Odpłynęłaś.

***

- Yah, yah, yah! _____ nie rób mi tego! - wrzeszczał Yonhwa, pochylając się nad tobą. Odgarnął ci mokre włosy z niemal sinej twarzy. - Ocknij się! Musisz się ocknąć! - klepał cię po policzkach, ale widząc, że mu nie odpowiadasz, zrozumiał, że liczyły się teraz sekundy.
          Chłopak przystąpił do udzielenia ci pierwszej pomocy. Nie czekał, aż ktoś przybiegnie ci pomóc, nie miał na to czasu! Co to za miejsce, gdzie człowiek nie miał zapewnionej opieki na basenie, gdzie jacyś ratownicy?! 
          Trzęsącymi się rękoma, zaczął uciskać twój mostek, ale był tak przerażony, że choć starał się skupić na liczeniu, w połowie kompletnie się pogubił. Jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji, dlaczego akurat ty do cholery musiałaś poślizgnąć się na tych durnych kafelkach?
          Gdy przyszła pora na wdechy, nie wahał się ani przez chwilę. Zakrył twoje zimne usta swoimi, wdmuchując powietrze, ale widząc, że wciąż nie dajesz oznak życia, uciskał dalej, modląc się, byś się ocknęła.
- _____, obudź się, otwórz oczy! - nawoływał cię zrozpaczony. - Przepraszam cię za wszystko, zmienię się, obiecuję! - w ratowanie ciebie włożył całe swoje serce. - Tylko się obudź, jebal! - niemal płakał, gdy przyszła pora na usta-usta.
          Drgnęłaś, czując ciepło. Zakrztusiłaś się powietrzem. Otworzyłaś ciężko powieki. Jak poprzez mgłę widziałaś sylwetkę chłopaka, który natychmiast się odsunął i wyglądał, jakby właśnie dostał zawału. Zaszlochał cicho, a potem położył głowę na twój brzuch, poruszony. Byłaś otumaniona i nie za bardzo wiedziałaś, co się dzieje. Szybko jednak wodne obrazy dotarły do twojej podświadomości.
- Oppa...
- _____, bardzo cię przepraszam! To wszystko moja wina! - płakał jak dziecko, a tobie wydawało się, że śnisz na jawie. Nie sądziłaś, że Yonghwa był zdolny do płaczu.
- Oppa...
- Geumanhae! - podniósł głowę, wlepiając w ciebie wzrok. - Nie powinnaś tak na mnie mówić, nie zasługuję na to!
- Oppa...
- Wiem, że mnie nienawidzisz, a moje zachowanie wobec ciebie nie było fair...
- OPPA, SHIKKEUREOWO! - warknęłaś na tyle głośno, na ile potrafiłaś, kaszląc. Zamilkł, zerkając na ciebie niepewnie. Wyglądał okropnie. Z perfekcyjnych włosów spływała woda, oczy miał podpuchnięte. - Nie nienawidzę cię.
- Mwoh? - zaskoczyłaś go. - Ale mówiłaś, że...
- Zapomnij o tym - uśmiechnęłaś się blado.
- Dlaczego to robisz? - zapytał cichym głosem. 
- Nie mogę cię nienawidzić, uratowałeś mi życie - przyznałaś.
          W życiu zdarzały się rzeczy, które nagle zmieniały cały dotychczasowy światopogląd. Choć szczerze go nienawidziłaś, nie zdawałaś sobie sprawy, że to nie było słuszne. To było niesprawiedliwe. Nie zasłużył na to swoimi czynami, choć sprawiał, że na sam jego widok irytowałaś się do granic możliwości. Zasłużył na to tylko dlatego, że ktoś pokierował waszym życiem, nie pytając was o zdanie. To było dziecinne i głupie. Poza tym...jak miałabyś nienawidzić człowieka, który zrobił wszystko, co w jego mocy, bylebyś nie odeszła z tego świata? Nie byłaś takim człowiekiem. Miewałaś gorsze lub lepsze dni, niektóre rzeczy lubiłaś, niektóre nie. Ale nigdy nie byłaś typem osoby, która nienawidziłaby kogokolwiek. Dopiero teraz zadałaś sobie, że twoja nienawidzenie go, to były tylko puste słowa i chęć odbicia na kogoś złości i niezadowolenia z takiej, a nie innej decyzji...
- Oppa? - wyrwałaś go z zamyślenia. Wasze spojrzenia spotkały się i miałaś dziwne wrażenie, że myśleliście o tym samym...
- Ne?
- Ja też cię przepraszam, byłam samolubna, przyznaję - zasmuciłaś się.
- Gwenchana, nie przejmuj się tym - odparł.
- Możemy... - zaczęłaś niepewnie. - Możemy zacząć jeszcze raz? - spojrzałaś na niego z nadzieją.
- Huh? - nie rozumiał.
- Moglibyśmy zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło w ciągu tych kilku dni i zacząć od nowa? - poprosiłaś nieco zakłopotana.
- Mówisz poważnie? - uniósł jedną brew, uśmiechając się zadziornie. Pokiwałaś głową słabo, oblewając się rumieńcem. - Cóż...skoro jesteśmy na siebie skazani, to chyba nie mam wyjścia, jak powiedzieć: tak - westchnął teatralnie.
          Słysząc taki tekst, poczułaś się urażona. Znów sobie pogrywał! Prychając cicho, podniosłaś się szybko, za szybko, bo zakręciło ci się w głowie. Yonghwa podtrzymał cię, ale ty go odepchnęłaś.
- Wae? - zawołał zdziwiony.
- Wciąż jesteś taki sam... - burknęłaś, odchodząc i mamrocząc pod nosem, jaki to jest głupi, gdy poczułaś jak ciepłe ramiona oplatają cię pasie, a sam Yonghwa przytula cię od tyłu. - Yah, przestań się do mnie kleić! - poskarżyłaś się, chcąc się wyswobodzić z jego objęć.
- Obiecałem ci coś i dotrzymam słowa! - usłyszałaś przy swoim uchu. - Pójdę do piekła, jeśli tego nie zrobię! - jęknął jak dziecko. 
          Parsknęłaś śmiechem, rozbawiona. Chłopak w takim wydaniu był niezwykle śmieszny, ale nie miałaś zamiaru mu tego mówić. Nadepnęłaś mu na stopę. Mocno, ale nie tak, by zwijał się z bólu. Odskoczył od ciebie raz dwa.
- Pabo! - wywróciłaś oczami i ruszyłaś przed siebie. Chcąc nie chcąc, musiałaś się jednak zatrzymać.
- Nie chcesz swojego kapelusza? - zawołał. Odwróciłaś się do tyłu i niemal zadławiłaś się własną śliną, widząc wesoły i szczery uśmiech na jego twarzy. To naprawdę był ten pewny siebie i zarozumiały dupek?
- Chcę! - podeszłaś do niego, chcąc odebrać swoją własność, ale ten ci na to nie pozwolił. Zwiał, debil jeden. - Yah!
- To go sobie weź! - pokazał ci język, uciekając. Tupnęłaś nogą, patrząc jak oddala się od ciebie coraz bardziej z twoim ulubionym nakryciem głowy. Nie miałaś wyjścia - musiałaś pobiec za nim czy tego chciałaś czy nie, choć jeszcze przed chwilą omal co się nie utopiłaś, ale ten pajac najwyraźniej miał to gdzieś.
          Pamiętajcie, by nigdy nie wchodzić do wody, po zbyt nadmiernym wysiłku.


*S-line - oznacza szczupłą sylwetkę, głównie pełne piersi i krągłą pupę.




Natalia - scenariusz dla ciebie! 
Wiem, że minęły już wieki, odkąd go zamówiłaś, za co bardzo mocno przepraszam >.<
Przepraszam też Was, moi czytelnicy - postaram się pisać częściej nie robić tak wielkich przerw... Wiem, że czasem człowiek nie ma na nich wpływu, no ale...

24 komentarze:

  1. To był świetny scenariusz ! Bardzo go lubię :) Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu dużo mówić... Jak zawsze świetnie :D Opłacało się czekać. Uwielbiam twój styl pisania i myślę, że chyba nigdy nie będę mogła powiedzieć, że jakaś twoja praca mi się nie podoba... :)
    Scena z tym pokojem była po prostu boska, zresztą z samochodem również XD
    Życzę weny i nie martw się tak, myślę, że wszyscy cierpliwie będziemy czekać na twoje następne cuda :D Tak jak wspomniałaś, na niektóre przerwy człowiek nie ma wpływu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, przy tych scenach, pisząc to, najbardziej się uśmiałam xDD
      Dziękuję za zrozumienie i za piękny komentarzyk <3

      Usuń
  3. Omo,omo,omo!Nareszcie!Zdecydowanie warto było tyle czekać;)Chociaż nie jestem wielką fanką CNBLUE,scenariusz bardzo mi się podobał.Teraz taka wena przyszła<^.^>
    Gdybym miała wymieniać moje ulubione momenty musiałabym przepisać pół scenariusza,więc oszczędzę ci tego xD.Pozdrawiam serdecznie i weny życzę(*.*)
    EvilPegasus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie jestem wielką fanką CNBLUE i w sumie nie słucham ich za bardzo, więc tym cieszę się, że ci się scenariusz podobał, bo czasem ciężko się pisze o kimś, kogo się za bardzo nie zna :)
      Dziękuję <3

      Usuń
  4. Nasza Krystal w końcu powróciła <3 I z kolejnym scenariuszem.. Nawet zapewne nie zdajesz sobie sprawy jak boli świadomość tego, że scenariusz już jest, a lekcja informatyki kończy się za 5 min.. ehhh... to były 4 najgorsze godziny mojego dzisiejszego dnia, ale na szczęście udało mi się do niego dobrać i jestem jak zazwyczaj usatysfakcjonowana i to bardzo.. Życzę weny, czasu i przyjemności.. Czekam już na kolejne ^^ Hwaiting! ~ Mecorteet

    OdpowiedzUsuń
  5. uhhh opłacało się czekać :D świetne i czekam na więcej :D najlepiej coś z Henrym z SuJu :D
    http://opowiadaniakpopowe.blogspot.com/ <- zapraszam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki słodki scenariusz :') chociaż przyznam, że sama czasem miałam ochotę zabić Yonghwę za jego zachowanie!
    Już Ci to mówiłam unnie, ale powtórzę się. Uwielbiam Twój styl pisania, bo czuję się jakby to wszystko działo się w momencie, w którym czytam scenariusz i to ja jestem główną bohaterką :') piszesz tak REALISTYCZNIE!
    Życzę weny! Hwaiting unnie~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki jest właśnie mój zamiar - by każda z Was poczuła się główną bohaterką ;)
      Dziękuję za komentarzyk <3

      Usuń
  7. Mimo że nie znam tego Pana ani zespołu to przeczytałam z przyjemnością ! Bardzo fajny pomysł i super napisany ! Przyjemnie się czytało i śmiałam się w niektórych momentach haha <3 Czekam na kolejny :*
    całuski
    ~Niewidzialnaa~

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się twoja kreatywność, jestem nową czytelniczką, z pewnością zatrzymam się na dłużej ^^

    ~A~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką nadzieję ^^
      Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  9. Świetne opowiadanie zresztą jak zawsze ^^.Uwielbiam twoje dzieła ^^
    Życzę weny i pozdrawiam oraz zapraszam na mojego bloga : http://200-percent-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne opowiadanie zresztą jak zawsze ^^.Uwielbiam twoje dzieła ^^
    Życzę weny i pozdrawiam oraz zapraszam na mojego bloga : http://200-percent-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Cuudne XD uwielbiam to jak chce mi się spać ale nagle przychodzi taka myśl "sprawdź czy jest nowy scenariusz" sprawdzam + jest = ze spania nici xD uwielbiam twoje scenariusze! A na ten czekałam dość długo. Widzę że Yonghwa nie cieszy się popularnością wśród czytelniczek, ale ja jestem fanką CNBlue oraz dramy "Heartstrings" w której grał nasz Yonghwa. Czytając to jestem prawie pewna że ją widziałaś ;D musiałaś widzieć przynajmniej pierwszy odcinek. Jeśli nie widziałaś to polecam tobie i czytelniczkom! Świetny scenariusz i oby pojawiło się ich więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, to ja prawie nie nie znam Yonghwy, ledwie kojarzę ze dwie, może trzy piosenki CNBlue, a dramy z nim w roli głównej również nie oglądałam :)

      Usuń
  12. Świetny scenariusz! :D
    Jedna uwaga: "(...) tylko i wyłącznie mojego autorstwa!". Forma "tylko i wyłącznie" nie jest poprawna. Mówi się tylko "tylko" albo tylko "wyłącznie". :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :D
    K-treasure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie uwagi! Błąd poprawiony :)

      Usuń
  13. Świetne ale coś mi się wydaje że trochę ściągnęłaś jedną scenkę z dramy Boys over flowers

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ściągnęłam dosłownie, ta drama była moją inspiracją - można też zauważyć, że Yonghwa w moim scenariuszu zachowuje się podobnie do samego Goo JoonPyo.

      Usuń
  14. Według mnie, trochę przesadzone...jaki chłopak raz jest dupkiem, a potem tak przeprasza i prawie płacze? ;) To nierealne.
    Ale ogólnie calkiem dobre, przyznaję :)

    OdpowiedzUsuń